Irina Siemina, „Sklepik ze szczęściem. Bajka” (z j. rosyjskiego przeł. G. Gławnicka) 1


 

DSC_2296 by Hellen Jiang@flickr, CC BY-NC-ND 2.0

DSC_2296 by Hellen Jiang@flickr, CC BY-NC-ND 2.0

Poniedziałek – dzień trudny, i dzięki Bogu, kiedyś się kończy. Ciągnęłam się do domu po pracy, czułam się mniej więcej tak, jaka była pogoda – ponuro i markotnie. Padał drobny deszcz, który dodawał logicznego końca tak brzydkiemu dniu. Na dodatek, gdy skręciłam w uliczkę, którą zazwyczaj wracałam, okazało się, że jest zamknięta z powodu jakichś prac remontowych. Drogowcy troskliwie naciągnęli czerwono-białą taśmę i zawiesili tabliczkę z napisem „Wyjścia nie ma”. Chociaż wejścia też nie było widać. To było okrutne: po lewej stronie – przydługie ogrodzenie szkoły, po prawej – ogrodzenie przychodni. Przeklęłam w myślach i poszłam dookoła szkoły.

Nigdy nie chodziłam tak krętą drogą, dlatego nigdy nie widziałam tego sklepiku. Znajdował się na wprost w bloku, a jego nazwa od razu wpadła mi do głowy. Nazywał się Sklep ze szczęściem.

„Ciekawe, co mogą sprzedawać w takim sklepiku?” – Pomyślałam tajemniczo. W tym momencie deszcz zaczął padać z podwójną mocą, więc z ulgą wskoczyłam do sklepu. Za mną cicho zamknęły się drzwi i dźwięk melodyjnego dzwonka odbił się lekką wibracją gdzieś w środku mnie. I to sprawiło, że odczułam, że za chwilę wydarzy się coś przyjemnego.

Jak weszłam do środka, to automatycznie zatrzymałam się. Szczerze mówiąc, byłam jakoś zdziwiona. Sklepik raczej przypominał zapomniany wszystkim magazyn, zapełniony rupieciami pod sam sufit. Klienci oglądali asortyment, chodząc pomiędzy ladami. I to wszystko wydawało się takie żwawe. Do wyjścia zmierzała świecąca się od szczęścia staruszka. W momencie, gdy spojrzałam na nią, ona uśmiechnęła się i mrugnęła do mnie.

– Przepraszam, co tu sprzedają? – Zaczepiłam ją.

– Jak to? – Spytała zdziwiona. – Jak napisane przed wejściem, to i sprzedają. Szczęście, kochana, szczęście!

– E… jak to?

– A to już jak będziesz sobie chciała! W metrach, w kilogramach lub na sztuki! – Pewnie głupio wyglądałam, bo staruszka się zaśmiała. – Ale możesz być pewna, wszystko tutaj jest jak najlepszej jakości! Jestem tutaj stałym klientem. Tobie też się spodoba.

I pod dźwięk dzwonka staruszka wyszła ze sklepu. A w moją stronę śpieszył sprzedawca w niebieskim uniformie z napisem „Michał, Sprzedawca Szczęścia”.

– Przepraszam, że pani musiała czekać, ale mamy bardzo dużo klientów! – Przeprosił Sprzedawca Szczęścia Michał. – Widzę, pani u nas po raz pierwszy?

– Pamięta pan wszystkich klientów z twarzy? – Spytałam zdziwiona.

– Oczywiście! Przecież jeden raz spróbowawszy być szczęśliwym, człowiek staje się naszym stałym klientem. – Wytłumaczył mi Michał.

– A co w waszych towarach tak szczęśliwego? – Zapytałam się z pewną wątpliwością.

– Ach, zupełnie panią zagadałem! Jeśli pani pozwoli, to chciałbym zaprosić panią na wycieczkę po naszym małym sklepie.

Michał wziął mnie pod rękę i pociągnął w kierunku regałów.

– Niech pani zwróci uwagę! Magiczne kalejdoskopy. Dodają radości naszemu życiu! Ciągle nowe wrażenia, zdumiewające kolory, mnóstwo dziwnych kombinacji!

– Ale to po prostu zabawka. – Zaprotestowałam.

– A pani pewnie myśli, że życie to bardzo poważna rzecz? – Zapytał się Michał.

– Bardzo poważna! – Zgodziłam się. – Niby dorośli mogą bawić się jak dzieci…

– No to proszę, niech pani spróbuje! – Zaproponował Michał. – Kto pani, dorosłej osobie, może zabronić?

– No ale mam obowiązki… pracę. I takie różne rzeczy. – Nie zgodziłam się ponuro.

– Niech pani najpierw tym się pobawi. Na początek niech pani po prostu włoży kalejdoskop do torebki. I, kiedy będzie pani nudno, smutno lub będzie pani zapracowana, proszę poświęcić mu odrobinę czasu. I zobaczy pani, jakie życie stanie się kolorowe.

– Zastanowię się. – Odpowiedziałam neutralnie.

– W takim razie kontynuujmy! – Zaproponował Michał. – Zademonstruję pani, jak działa urządzenia do robienia baniek mydlanych. I jak one pękają.

– No i co z tego? – Nie do końca zrozumiałam, o co chodzi.

– Jak to „co z tego”? – Triumfując powiedział Michał. – Wszystkie problemy pękają jak bańki. Łatwo! Pięknie! Radośnie!

– Gdyby one w rzeczywistości też tak łatwo pękały. – Zauważyłam smutno.

– Większość naszych problemów jest mocno rozdmuchana. Podobnie jak bańki. Wystarczy tylko zacząć postrzegać problemy jak bańki mydlane. Niech pani na nią popatrzy, podziwia jej rozmiar, formę, kolor i pozwoli jej pęknąć. Jak teraz. – I wypuścił jeszcze kilka baniek.

Nie, ten Michał mówił dziwne rzeczy, ale chciałam mu wierzyć! Było w tym coś takiego… przekonującego.

– Dobrze, możliwe, że coś w tym jest. – Zgodziłam się. – Ale uwierzyć, że kalejdoskop i mylne bańki są szczęściem, nie mogę. Proszę mi wybaczyć.

– No to wtedy zapraszam do działu z tkaninami! Mamy wspaniały dział tkanin. – Niczym nie zmartwił się Sprzedawca Szczęścia. – Naprzód, ku szczęściu!

Poszłam za nim do następnej łady. I tam rzeczywiście było mnóstwo różnorodnych tkanin w bardzo dziwnych kolorach. Sprzedawca w dziale akurat podawał coś kobiecie.

– Mają może państwo jakiś wesoły perkal? – Spytała się.

– Oczywiście! Proszę, niech pani zobaczy! – Radośnie powiedział sprzedawca, demonstrując zielony perkal z obrazkami tańcujących zajączków. Wyłączny i bardzo wesoły perkal. Możemy nawet razem się pośmiać!

Sprzedawca zaśmiał się pierwszy, a pani szybko do niego się dołączyła. Tak naturalnie się śmiali, że wbrew woli też zaczęłam się uśmiechać.

– Uszyję sobie fartuch i rękawice kuchenne i kiedy będę robiła obiad, to małe śmieszynki będą lądować w potrawach. I cała moja rodzina będzie bardziej wesoła. – Postanowiła pani.

Nieświadomie zaczęłam podziwiać jej twarz – była niby podświetlany z wewnątrz, a w oczach i w kącikach ust pojawiły się małe śmieszynki.

– Czasem wystarczy, że w naszym otoczeniu są miłe nam rzeczy, żeby życie było piękniejsze. – Wytłumaczył mi Michał.

– Tak po prostu? Przecież to są takie drobiazgi.

– No ale na dobrą sprawę, nasze życie składa się z drobiazgów. I szczęście też buduje się na drobiazgach. Mówimy: „Drobiazg, ale bardzo miło”. A niech pani sobie wyobrazi, że takich drobiazgów będzie więcej.

– No tak, wyobrażam sobie! – Zaczęłam się uśmiechać. – To będzie szczęście!

– Rozumie teraz pani całą istotę naszego asortymentu! – Zachwycił się Sprzedawca Szczęścia. – No ale to jeszcze nie wszystko! Proszę pani, niech pani idzie za mną! Chcę zaprezentować naszą nowość! Wielka Księga Szczęścia! Dopiero wczoraj mieliśmy dostawę!

W dziale z książkami było mnóstwo wszystkiego, ale Michał nie pozwolił mi dokładnie wszystkiego przejrzeć. Od razu wcisnął mi do rąk sympatyczny tomik z kolorową okładką. Otworzyłam go, żeby zobaczyć, co jest w środku i byłam bardzo zdziwiona. W środku nie było nic! To znaczy prawie nic: na górze strony było napisane – „Dzisiaj był najszczęśliwszy dzień w moim życiu!”, a na dole – „Jutro będzie jeszcze lepszy!”. Ale na stronie nie było nic poza tym – tylko linijki, jak w zeszycie dla ucznia pierwszej klasy podstawówki. Przewijałam stronę za stroną, ale cała książka była pusta.

– Co pani myśli? – Z dumą zapytał się Michał.

– Ale przecież nic w tej książce nie zostało napisane! – Oburzyłam się.

– Oczywiście! – Potwierdził Michał. – Na tym to polega. Tę książkę pani będzie pisała samodzielnie!

– Jak to samodzielnie? – Nie zrozumiałam. – Przecież nie umiem.

– Dzisiaj to prawda. Ale jutro wszystko może się zmienić. – Tajemniczo powiedział Michał. – Pozwoli pani na wygłoszenie krótkiego wykładu?

– Pewnie. – Byłam absolutnie zaintrygowana.

– Każdy nasz dzień jest napełniony różnymi wydarzeniami, jedne nam się podobają, inne – nie. Co dziwne, nie wiadomo dlaczego pamiętamy złe wydarzenia, a dobre – nie, może dlatego, że wydają nam się bardziej naturalne. W wyniku tego, nasze szczęście jest mocno zachmurzone. Zgadza się pani ze mną?

– Tak, prawda. Czasem jakiś drobiazg może zepsuć cały dzień.

– Wielka Księga Szczęścia pomaga pójść w zupełnie innym kierunku. Czyli należy zapisywać w niej jedynie szczęśliwe momenty. W liczbie nie mniejszej niż 5 na dzień. Więcej – zawsze. Mniej – nigdy.

– Ale gdzie pana zdaniem znajdę tyle szczęśliwych momentów? – Spytałam zdenerwowana.

– Przepraszam, ale nie zgodzę się z panią. Tak naprawdę znaleźć szczęśliwe momenty nie jest trudno, po prostu pani jeszcze nie próbowała. – Zauważył Sprzedawca Szczęścia. – Oczywiście, że na początku trzeba będzie się nauczyć zupełnie inaczej myśleć. Ale szybko to panią pochłonie, bo to bardzo przyjemne. Niech pani spróbuje! Niech pani spróbuje natychmiast. Co dzisiaj przydarzyło się szczęśliwego?

– Nie wiem. – Zmartwiłam się. – Szczerze, miałam dzisiaj bardzo ciężki dzień.

– Miała pani może dzisiaj jakieś wypadki?

– Nie, nie! – Przestraszyłam się.

– No proszę. To już szczęście. Dokładnie tak zapiszmy. – Ucieszył się Michał. – Zgubiła pani dziś coś?

– Tak, zgubiłam dzisiaj bardzo ważny dokument, ale później go znalazłam. – Potwierdziłam.

– Czy to nie jest szczęście? – Kontynuował swój wykład Michał.

– Prawda. – zgodziłam się. – Szczęście, że go znalazłam.

– No teraz proszę, niech pani spróbuje bez mojej pomocy. – Zdopingował mnie Michał.

– No… widziałam jeszcze dziś takiego pieska. Takiego kudłatego-kudłatego, do tego jeszcze w płaszczyku. Niby z cyrku. I jego właścicielka była taka sama. Oni byli podobni.

– I proszę! Bardzo fajnie pani wychodzi! – Pochwalił mnie Sprzedawca Szczęścia.

– Jeszcze dzisiaj w końcu skończyłam raport. Zmęczyłam się, ale skończyłam.

– Jest już cztery – policzył Michał. – Zostało jeszcze jedno wydarzenie. Więc?

–  Hmm, to co było dalej? – Zastanowiłam się. – Później padało. Wracałam do domu, zobaczyłam, że jest remont drogi. No i poszłam dookoła… Tak! Później weszłam do cudnego sklepiku! Niech pan to zapisze!

– Z chęcią – zapisał Michał. – Bardzo mnie cieszy, że pani dodała to do swojej listy szczęśliwych wydarzeń. Więc pięć przypadków już jest zapisanych. Wielka Księga Szczęścia już się pisze.

– I tak codziennie? – Spytałam. – A co będzie, kiedy wszystkie strony będą zapisane?

– Do tego czasu pani rozum już się nauczy automatycznie notować szczęśliwe wydarzenia i już nie tylko pięć dziennie, a dużo więcej – przyrzekł Michał. – I pani życie będzie do góry wypełnione szczęściem.

– Dziękuję panu bardzo. Myślę, że kupię tę książkę.

– Ma ją pani gratis. Zawsze dajemy coś w prezencie przy pierwszym zakupie.

– Jakie szczęście! – Ucieszyłam się. – Dziękuję bardzo.

– No proszę, już szósta pozycja na liście z dzisiejszym szczęściem. – Uśmiechnął się Michał.

– Rzeczywiście! Kupię jeszcze urządzenie do pękania problemów i kalejdoskop do powiększenia ilości kolorów w życiu. To już siedem i osiem. – Powiedziałam szybko.

– Cieszy mnie to bardzo. Zapakować pani zakupy?

– Tak, poproszę. – Powiedziałam, wciąż uśmiechając się.

Reklamówka była bardzo sympatyczna – pomarańczowa w duże białe groszki z napisem: „Jesteśmy skazani na bycie szczęśliwymi”. Spodobał mi się ten napis.

Michał odprowadził mnie do wyjścia. Na drzwiach wisiała wielka tabliczka: „Wyjście jest”. Tabliczka też mi się spodobała.

– Mamy takie tabliczki na wszystkich drzwiach – poinformował mnie Michał. – To dlatego, żeby nie zapominać, że wyjście jest zawsze! Dziękuje za zakupy. Zapraszam ponownie.

– Na pewno wrócę – obiecałam. – Chcę zobaczyć także inne rzeczy w sklepiku.

– Zawsze cieszymy się stałymi klientami.

– Do was pewnie przychodzi całe nasze miasto? – Zapytałam.

– Niestety, nie. – Z rozczarowaniem powiedział Sprzedawca Szczęścia. – Trudno w to uwierzyć, ale wszyscy mówią, że chcą być szczęśliwi, ale nie każdy próbuje chociaż coś ku temu zrobić. Ale pracujemy nad tym! Polepszamy asortyment, opakowanie, reklamę. Dlatego pani zawsze znajdzie coś ciekawego dla siebie. Do widzenia! I życzę pani – szczęścia.

Melodyjnie zabrzęczał dzwonek i wyszłam na zewnątrz. Wszystko we mnie śpiewało. Szłam do domu i ludzie zatrzymywali na mnie swoje spojrzenia. Może z powodu mojej pomarańczowej reklamówki. Ale może dlatego, że nie mogłam przestać się uśmiechać. Chociaż może po prostu świeciłam się jak ta staruszka, którą spotkałam przy wejściu. To też było szczęściem.

– Dziewięć – mechanicznie policzyłam. – Nie mogę zapomnieć o zapisaniu tego w mojej Wielkiej Księdze Szczęścia.

 

Informacje na temat oryginału oraz tłumaczenia bajki:

Autorka wyraziła zgodę na tłumaczenie swojego utworu oraz jego publikację w Silva Rerum. Oryginalny tekst bajki w języku rosyjskim  dostępny jest na stronie Autorki.

 

Informacje o Autorce:

Irina Siemina z zawodu jest psychologiem, a z zamiłowania autorką bajek, w których głównym bohaterem jest czytelnik. Jako psycholog, autorka widzi co sprawia ludziom trudności i wie, jak sobie z nimi radzić, jako pisarka umie to ująć w słowa. Z własnego doświadczenia wie, że w życiu zawsze się znajdzie miejsce na bajkę. Uważa, że za ich pomocą można zacząć zmieniać się ku lepszemu.

Bajki zaczęła pisać w 2009 roku i na początku publikowała je na stronach internetowych pod pseudonimem Elfika, ale od 2012 roku ma stałą umowę z jednym z moskiewskich wydawnictw. Wydała 12 książek i nadal zamieszcza teksty na swoim portalu internetowym. Jej bajki są tłumaczone na różne języki, w tym czeski, niemiecki i od teraz – polski. (GG)

 

zdjęcie w miniaturze: DSC_2296 by Hellen Jiang@flickr, CC BY-NC-ND 2.0

Komentarze

  1. […] BBF odbędzie się także sześć premier powieści. Jedną z nich jest książka Vedrany Rudan Oby Cię matka urodziła. „To opowieść o tym jak bardzo trudno jest zamienić się rolami, jak bardzo trudno być […]