Kobiety w męskich(?) sportach


fot. K. Rogowska

fot. Kinga Rogowska

Wydawałoby się, że w dzisiejszych czasach podział na zajęcia damskie i męskie jest odrobinę archaiczny. Istnieją jednak stereotypy dotyczące tego, jakie są kobiety, które postanowiły wejść do męskiego świata. Jak jest naprawdę? Dowiedziałam się tego od dwóch przedstawicielek dyscyplin przypisywanych mężczyznom.

Pierwszą z nich jest Alicja Gnatowska (A. G.) – pilot rajdów samochodowych, zasiadająca na prawym fotelu przy takich kierowcach, jak Arkadiusz Kula, Andrzej Borkowski czy Tomasz Szostak. Reprezentuje Automobilklub Polski na zawodach krajowych i zagranicznych. Wyróżniona brązową odznaką honorową Polskiego Związku Motorowego. Drugą zaś Aleksandra Krzemieniecka (A. K). – utytułowana zawodniczka taekwondo. Podwójna mistrzyni Polski seniorów, młodzieżowa mistrzyni Europy i Polski, brązowa medalistka mistrzostw Europy seniorów. Na jednym z turniejów pokonała nawet mistrzynię olimpijską Milicę Mandić. Z kobietami świetnie radzącymi sobie w męskich(?) sportach rozmawia Kinga Rogowska.

 

Kinga Rogowska: Skąd wzięła się Twoja pasja do motoryzacji?

Alicja Gnatowska: Bakcylem rajdowym zaraził mnie wujek jakieś 13 lat temu. Wtedy zaczęłam interesować się tym sportem. Cztery lata później poszłam na prolog rajdu Agapit, który odbywał się w Olsztynie na stadionie Stomilu. Od tamtej pory wiedziałam, co chcę robić w życiu – chcę być pilotem rajdowym. Postawiłam sobie za cel, być najlepszą i cały czas do tego dążę. Mimo iż były to głupie marzenia dwunastolatki, pasja rajdowa we mnie została i pobudza do dalszego działania.

Odczułaś kiedykolwiek, że w środowisku sportowym jesteś traktowana inaczej ze względu na płeć?

A.G.: W motosporcie znajdziemy bardzo mało kobiet. Może i byłabym inaczej traktowana, mogłabym mieć swego rodzaju fory, ale od początku powtarzam wszystkim i pokazuję swoim zachowaniem, że mam być traktowana normalnie. Zdaję sobie sprawę, że to iście męski sport i to właśnie podoba mi się najbardziej. Nie ma taryfy ulgowej. Dzięki temu bardzo dużo się uczę. Jeśli jest taka potrzeba, jestem umazana smarem, zmieniam opony, pomagam mechanikom. To jest to, co mnie kręci.

Jesteś pilotem czy pilotką?

A.G.: Jest taka czapka – pilotka. Ja zdecydowanie jestem pilotem. Ostatnimi czasy bardzo popularne stało się nadawanie męskim zawodom żeńskiej formy – ja jestem od tego daleka. Od początku mówię: jestem pilotem rajdowym.

Co sądzisz o stereotypie kobiety jako złego kierowcy?

A.G.: To prawda. Sama nienawidzę kobiet za kółkiem. Uważam, że kobiety są złymi kierowcami. Nie widzą, co się wokół nich dzieje i nie przewidują sytuacji, które mogą się wydarzyć.
Sama nie jestem alfą i omegą, ale posiadam dużo doświadczenia, które zdobyłam dzięki profesjonalnym kierowcom rajdowym i nie tylko.

A Ty jesteś dobrym kierowcą?

A.G.: Dobre pytanie. Wolę siedzieć na prawym fotelu, szczególnie w samochodzie rajdowym. Uważam jednak, że tak – jestem dobrym kierowcą. Uczyłam się od najlepszych i staram się wykorzystywać to w praktyce.

Zgadzasz się ze stwierdzeniem, że kobieta uprawiająca sport równa się chłopczyca?

A.G.: Kategorycznie nie, chociaż są takie przypadki. Jeśli chodzi o mnie, to ten stereotyp się nie sprawdza. Mimo że głównie przebywam w męskim gronie, to eksponuję moją kobiecość, bo chociaż nie mam z kim konkurować, to chcę być najlepsza [śmiech].

Co uznajesz za swoje najważniejsze osiągnięcie?

A.G.: Myślę, że wypracowaną renomę i popularność w świecie rajdowym – to moje największe osiągnięcia. Bardzo mi to pomaga w znalezieniu kierowcy na kolejny rajd czy cały sezon. Działanie na zasadzie poczty pantoflowej, polecenia.

A jakie jest Twoje największe marzenie?

A.G.: Marzeń jest wiele… Jednak takie realne to start w całym cyklu Mistrzostw Europy, później Mistrzostw Świata oraz możliwość przejechania rajdu z Robertem Kubicą.

A Ty, Aleksandro, zgodzisz się ze stwierdzeniem, że sporty walki są męskimi sportami, a przynajmniej są zdominowane przez mężczyzn?

Aleksandra Krzemieniecka: Rzeczywiście jeszcze do niedawna tak było, że kojarzyły się tylko ze sportem dla mężczyzn. Wszystko idzie jednak do przodu i kobiety bardzo dobrze sobie radzą w tego typu sportach, przykładem jest chociażby Asia Jędrzejczyk, która świetnie sobie radzi w UFC i stała się polską ikoną MMA, a jak wiadomo, jest to bardzo krwawy i ryzykowny sport.

Skąd wzięła się pasja akurat do taekwondo? Ćwiczyłaś kiedyś coś innego?

A.K.: Mój tata od małego był zafascynowany sztukami walki i to on zaraził mnie miłością do nich. Zaczynałam od baletu, ale byłam bardzo ruchliwym dzieckiem i od razu poczułam, że to nie to. Mam bardzo silny charakter po mamie, więc moja chęć rywalizacji i zawziętość idealnie przypasowały do taekwondo.

Wykorzystujesz swoje sportowe umiejętności w codziennym życiu?

A.K.: Oczywiście – dzięki treningom jestem sprytniejsza, zwinniejsza i tak samo to działa na psychikę . Potrafię stawić czoła problemom i nie poddaję się łatwo. Sztuki walki świetnie uczą wytrwałości, pokory i szacunku do innych.

Istnieje stereotyp, że sportsmenki to chłopczyce jesteś wyjątkiem potwierdzającym regułę czy jednak można być kobiecą w sportowym świecie?

A.K.: Myślę, że ten stereotyp już powoli zanika. W naszych czasach, przynajmniej moim zdaniem, kobiety silne, wysportowane i pewne siebie są atrakcyjniejsze i ciekawsze. Jeżeli chodzi o mnie, zdecydowanie stawiam na bycie kobiecą.

Odczułaś kiedykolwiek, że w środowisku sportowym jesteś traktowana inaczej ze względu na płeć?

A.K.: Chyba jedyne takie przypadki zdarzają się na treningach w trakcie sparingu z chłopcami, którzy dają nam fory, żeby nie zrobić nam krzywdy [śmiech]. Innych sytuacji nie było.

Co uznajesz za swoje najważniejsze osiągnięcie?

A.K.: Moim największym osiągnięciem, jak do tej pory, był brązowy medal na Mistrzostwach Europy seniorów w 2014 roku.

A jakie jest Twoje największe marzenie?

A.K.: Moim największym marzeniem, a raczej celem, jest medal olimpijski. Niestety nie uda mi się go zdobyć na tegorocznych igrzyskach. Nasza dyscyplina miała już kwalifikacje do Rio, a tam przegrałam w ćwierćfinale, tracąc tym samym bilet. Było mi bardzo ciężko się z tym pogodzić, właściwie wciąż jest trudno. Nie załamałam się jednak, tylko jeszcze bardziej mnie to zdeterminowało i myślę, że nie byle jaki, a złoty medal zawiśnie na mojej szyi na Igrzyskach Olimpijskich w Tokio w 2020 roku. Na pewno będę na niego ciężko pracować i dam z siebie jeszcze więcej.

Mam nadzieję, że Twoje marzenie się spełni i za cztery lata medal będzie Twój. Dziękuję Wam serdecznie za rozmowę i życzę powodzenia w dalszej karierze.