Jajo na Grochowie


4_życie_Jajo na Grochowie_faktycznie na Męcińskiej 42. Fot. Aleksandra Beczek

To, czy w PRL-u żyło się lepiej, czy gorzej niż teraz, jest częstym tematem polsko-polskich sporów toczących się przy rodzinnym stole. Starsi patrzą na okres PRL-u oczami swojej młodości, czasem domalowując to, co niezbyt kolorowe. Młodsi z kolei, szukając śladów epoki w podręcznikach do historii, materiałach Polskiej Kroniki Filmowej czy komediach Barei, a wreszcie tego, co ze szczątków PRL-u jeszcze pozostało, mogą tylko wyobrażać sobie, jak było.

A mogło być tak:

Obywatel wraca z pracy ulicą Grochowską z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku. W ręku ściska, nabyty za majątek, zwis ozdobny męski. Mimo codziennego zmęczenia nie ustaje on w boju o lepszą przyszłość, toteż myśli jego biegną ku szczytnym celom. Wówczas to jego oczy naturalnym odruchem wznoszą się ku górze, symbolizującej drogę ku lepszemu. On, obywatel Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej, patrzy przed siebie dumnie i z godnością. Wzrok jego napotyka ogromne jajo na ścianie kamienicy, barwą i wielkością przypominające słońce. Gdy podchodzi bliżej, dostrzega, że owo jajo jest ucieleśnieniem pisklęcia kurzego, przy nim zaś zauważa jajo mniejsze, bardziej rzeczywiste niż kartki na mięso, jajo trójwymiarowe. Wie już, że imperialistyczny wróg go nie skusi – jako obywatel Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej może poszczycić się wielkimi osiągnięciami gospodarki socjalistycznej. Firma PolDrób, której reklamę jajo to stanowi, jest tego kluczowym przykładem. Obywatel czuje w tym momencie otaczające go ojcowskie ramię władzy, która jest gwarantem jego dobrobytu.

Można się śmiać lub nie, murale z okresu PRL-u, spotykane przy ulicach warszawskiej Pragi, niedaleko ronda Wiatraczna czy wzdłuż ulicy Targowej, są pomnikiem epoki. Te zrekonstruowane czy te z odpadającym tynkiem wciąż opiewają czasy swojej świetności. Jedne przypominają o obowiązku pracy na rzecz wspólnego dobra, inne zachęcają do picia mleka, jeszcze inne reklamują PRL-owskie przedsiębiorstwa i zakłady, takie jak PolDrób, Ursus, Społem czy Pewex. Choć, jak na czasy, w których krajowe marki aż tak wielkiej konkurencji nie miały, istnienie reklam wydaje się nieco tajemnicze. Czemu zatem, jeśli nie zwalczaniu konkurencji, miały służyć? Być może były próbą oswojenia ówczesnej rzeczywistości i pokolorowania szaro-burego świata pastelowymi barwami? A może po prostu przejawem ludzkiej twórczości, nieograniczonej nawet tym, że wszyscy chodzili w jednakowych drewniakach, a na ulicznych targach roiło się od spódniczek maksi? Kto wie.

Ważne jest to, że jakiś ślad jednak pozostał. Obok filmowych dokumentów z odczytywanymi, komunikatami władzy dziś bawiącymi nas swoim stylem. Wśród stosów książek i czasopism. Pośród zapomnianych pomników czy niezmienionych jeszcze nazw ulic.

Murale są jednym z pozytywnych akcentów minionej epoki. Dowodem na to, że szara księga Polski Ludowej miała też swoje barwne karty. Miłym wspomnieniem, niekoniecznie przywodzącym na myśl panujące w tym czasie zakazy i ograniczenia. Wyrazem tęsknoty za nieosiągalnym wówczas, kolorowym jak motyl z muralu, światem. Wreszcie żywą fotografią tego, na co patrzyli kiedyś przechodnie, odrywając czasem wzrok od bezbarwnej powierzchni rzeczy.