Jak dobrze być szaleńcem! Estreicherowie i polski Indiana Jones


Gothic_altar_veit_stoss_bordercropped

Bez względu na to, co mówiłyby nam encyklopedie, biografie czy wspomnienia – Karol Estreicher senior był szaleńcem, jego syn i wnuk zaś to szaleństwo „odziedziczyli”. Jak mogło ono przysłużyć się społeczeństwu i kulturze?

Pomysł wart miliona

Można śmiało powiedzieć, że gdyby nie Estreicherowie, dzisiejsza bibliografia narodowa oraz pojęcie o kulturowym dziedzictwie wyglądałyby zupełnie inaczej. Przenieśmy się do dziewiętnastowiecznego Krakowa, kiedy to w sercu każdej krakowskiej damy gościła sroga broda, na ustach zaś austriacko brzmiące nazwisko. Wówczas Karol odbył już studia w Szkole Głównej Warszawskiej i zamienił kierownictwo Katedry Bibliografii na posadę dyrektora Biblioteki Jagiellońskiej, którą zaczął wtedy porządkować. Wpada też na genialny pomysł, którego realizacja ucieszy dziesiątki badaczy po II wojnie światowej, studentom bibliotekoznawstwa zapewni zaś długie, nieprzespane noce w objęciach słodkiej Bibliografii Staropolskiej.

Gdyby bibliograf zdecydował się na tworzenie bibliografii, mając do dyspozycji dzisiejszy język, pomyślałby pewnie w ten sposób: „Hej, a co jeżeli opiszę każdą książkę, jaka wpadnie mi w ręce?”. Odpowiedziałby pewnie sam sobie, że to świetny pomysł i warto temu poświęcić życie. Oraz przekształcić je w szaleństwo.

O co chodzi z tym szaleństwem?

Karol, człowiek wykształcony, piastujący ważne stanowisko, był w głębi duszy kimś więcej, niż z pozoru mogłoby się wydawać. Ten wysoko postawiony łamacz niewieścich serc miał na celu tylko jedno, i wcale nie chodziło o poderwanie każdej krakowianki.

Obecność Estreichera można było wręcz dosłownie „odczuć na swoich zbiorach” – kiedy ktoś gościł Karola, a posiadał jakąś kolekcję książek, mógł tylko czekać aż Wielki Bibliograf podejdzie do półki i zacznie notować opis bibliograficzny każdej pozycji. Nie wahał się też przed ukryciem książki w przepaściach surdutu i opisaniem jej później. Właściciel już nigdy jej nie zobaczył.

Opus magnum tak pochłonęło Estreichera, że wydał 22 tomy, resztę pracy powierzył zaś swoim potomkom, nauczywszy ich wcześniej wszelkich sposobów dostawania się do najpilniej strzeżonych tomów i tomików. Wykształcenie z pewnością pomagało mu w zdobywaniu kontaktów i uzyskiwaniu dostępu do bibliotek. Wielu studentów Instytutu Informacji Naukowej i Studiów Bibliologicznych UW utrzymuje jednak, że Estreicher posiadał nadprzyrodzone zdolności fizyczne umożliwiające wchodzenie do zabezpieczonych pomieszczeń.

Znaczenie dla dzisiejszej kultury

Dla ówczesnych bibliofilów Estreicher mógł być zbrodniarzem wykradającym książki, dla współczesnych stanowi przykład szaleńca, który swoim celem uczynił skatalogowanie wszystkich polskich książek.

Nie sposób ominąć wielkiej roli, jaką jego dzieło odegrało po II wojnie światowej. Sytuacja księgozbioru narodowego przedstawiała się wręcz tragicznie – warszawskie biblioteki zostały zniszczone, z kolei inne w całym kraju obrabowane, podobnie zresztą jak prywatne kolekcje. Nie mielibyśmy pojęcia o istnieniu wielu pozycji, które znajdują się dziś w katalogu Biblioteki Narodowej, gdyby nie zapis w bibliografii Estreichera. Nawet jeżeli niektóre książki zostały zniszczone, dzięki niej badacze mają potwierdzenie ich istnienia, co umożliwia dalsze poszukiwania egzemplarzy.

Tradycja ratowania dóbr narodu

Ważną rolę odegrał również wnuk bibliografa, także Karol. Jako profesor historii sztuki na Uniwersytecie Jagiellońskim brał czynny udział w ratowaniu polskich dóbr kultury przed nazistowskim najeźdźcą. Przykładem jest choćby demontaż ołtarza Wita Stwosza z Kościoła Mariackiego i spławienie go Wisłą do Sandomierza. Niestety, tam Niemcy odnaleźli dzieło sztuki, które wywieźli do III Rzeszy. Karol Estreicher ponownie odnalazł ołtarz w Norymberdze, już po wojnie. Wcześniej kilkakrotnie narażał życie, raz nawet płynąc statkiem atakowanym przez niemieckie samoloty. Można chyba uznać go za polskiego Indianę Jonesa – profesora zmagającego się z nazistami, poszukującego wielkich skarbów, jak choćby Damy z gronostajem Leonarda da Vinci. To Estreicher odnalazł ją po zrabowaniu przez Niemców. On też prowadził działania mające na celu odzyskanie skradzionych podczas wojny dzieł sztuki.

Niektóre szaleństwa świadczą o tak głębokim oddaniu się pasji, że nic nie może jej przerwać, nawet wojna. Jednak dzięki takim szaleńcom jak Estreicherowie, szaleńcom robiącym swoje na przekór wszystkiemu i wszystkim, możliwe stało się odzyskanie dóbr kultury i zapisanie ich w pamięci następnych pokoleń. Estreicherowie stanowią jedne z najważniejszych postaci dla polskiej kultury. Można tylko mieć nadzieję, że zainspirowani ich historią młodzi ludzie będą w stanie przysłużyć się Polsce w przyszłości.