Dziennikarz telewizyjny, reporter programu informacyjnego „Fakty” w telewizji TVN, absolwent studiów dziennikarskich na Uniwersytecie Warszawskim. Jego zdaniem w pracy dziennikarza ważne są solidne podstawy ogólne i samodzielne uzupełnianie wiadomości. Z Maciejem Mazurem rozmawia Ewelina Kozłowska.
„Silva Rerum”: To na początek może zapytam wprost: podobało się Panu studiowanie na Uniwersytecie Warszawskim?
Maciej Mazur: Studia były w zasadzie świetną zabawą wzbogaconą o elementy nauki. Po pierwsze, trwały tylko cztery dni w tygodniu, piątki były wolne. Po drugie, nawet z tych czterech dni zostawało co najwyżej trzy ‒ cztery godziny zajęć, więc czasu wolnego mieliśmy mnóstwo, co pozwalało bliżej zapoznawać się z okoliczną ofertą gastronomiczno-rozrywkową, zwłaszcza Nory oraz kasyna wojskowego na rogu Królewskiej (w miejscu dzisiejszej Browarmii). Po trzecie, wszystko, co dobre, kiedyś się kończy. U mnie skończyło się już na drugim roku, kiedy poszedłem do pracy w dzienniku „Życie” i zamiast przesiadywać w Norze, zasuwałem do redakcji.
Dlaczego wybrał Pan akurat dziennikarstwo? Czy to były studia, na które w pierwszej kolejności chciał Pan pójść?
W tamtym czasach, czyli w połowie lat dziewięćdziesiątych, prawie wszyscy moi koledzy z ogólniaka szli na studia ekonomiczne lub menedżerskie. Ja niestety byłem nogą z matematyki, za to w rękach Pan Bóg dał talent humanistyczny. Pomyślałem więc o dziennikarstwie, bo te studia pozwalały liznąć odrobinę wiedzy z każdej dziedziny, która mnie interesowała. Można więc powiedzieć, że było to wypadkową zainteresowań, ale na pewno nie skrywanym przez lata marzeniem. Tak wyszło. I dobrze wyszło!
Co najbardziej utkwiło Panu w pamięci z czasów studiowania na UW? Może jakieś ciekawe zajęcia lub wydarzenie, moment, który miło Pan będzie wspominał w związku z naszą Alma Mater?
Miło będę wspominał opisane wyżej kasyno wojskowe – to bardziej uniwersytet życia niż Alma Mater. Z zajęć już bardziej teoretycznych do dziś pamiętam wykłady pani profesor Jadwigi Staniszkis. Prowadziła na dziennikarstwie semestr wykładu z socjologii – niby w wersji ogólnej, ale w wydaniu pani profesor była ona bardzo szczegółowa. Otóż pani Staniszkis miała taką metodę, że każde skomplikowane zdanie podkreślała, stawiając na tablicy odpowiedni ni to skrót, ni to znak, taki jak gdyby hieroglif, co pewnie miało lepiej przemawiać do studentów. A że skomplikowanych zdań w tym wykładzie było co niemiara, pod koniec cała tablica pokryta była gęstą siecią symboli – pani profesor nie używała bowiem gąbki, tylko dostawiała kolejne znaczki. I słusznie! W głowie też pozostało po tym wrażenie niezatarte.
Czy uważa Pan, że wiedza i umiejętności zdobyte na Pana kierunku przydają się Panu w pracy?
W przeciwieństwie do wielu kolegów po fachu jestem przekonany, że studia dziennikarskie mają sens i nie wychodzi z nich niepoukładana banda dyletantów z tytułem magistra. Studia dają porządne podstawy wiedzy ogólnej i to jest właśnie to, co w tym zawodzie bardzo się przydaje. Później i tak większość z nas specjalizuje się w konkretnych dziedzinach, ale naprawdę nie trzeba być absolwentem medycyny, aby pisać o służbie zdrowia. Mój redakcyjny kolega Marek Nowicki, który ze znawstwem przybliża widzom „Faktów” TVN skomplikowane sprawy medyczne, z wykształcenia jest historykiem. Czyli specjalistyczna wiedza teoretyczna w tym zawodzie wcale nie jest najważniejsza – znacznie ważniejsze są solidne podstawy ogólne i samodzielne uzupełnianie wiadomości.
Czy po odbytych studiach praca w mediach zaskoczyła Pana pozytywnie czy negatywnie? Jak Pan ocenia nasze polskie media w porównaniu z wiedzą o mediach innych krajów, którą zapewne zdobył Pan w czasie studiów dziennikarskich?
Szczerze mówiąc, to w czasie studiów zdobyłem niewielką wiedzę o mediach innych krajów. Tę raczej przyswoiłem sobie sam już podczas pracy. Jak wyglądają polskie media w porównaniu z zachodnimi? Wyglądają młodo. W przenośni i dosłownie. Oni mają wolne media od zawsze, my od ćwierćwiecza. Siłą rzeczy nasze starsze pokolenie w dużej części było skażone komunizmem i zamiast dawać przykład młodym następcom, musiało odejść. Efektem takiego stanu rzeczy i takiej historii jest to, że u nich przepustką do statusu komentatora jest siwizna i zmarszczki, u nas komentatorem może być nawet Maciek Mazur. Lat 36.
Czy jest coś, co chciałby Pan powiedzieć o studiowaniu na UW zarówno naszym obecnym, jak i przyszłym studentom?
Tak. Dobrze wybraliście, podgryzajcie starszych kolegów, bądźcie krytyczni, pełni pomysłów, otwarci, wnoście świeżą krew i niech stare ramoty w mediach (i nie tylko) czują wasz oddech na plecach. Nic tak dobrze im nie zrobi. Wam zresztą też.