Aż przykro powtarzać banały typu „jak nie masz konta na Facebooku, to nie żyjesz” – są tak często słyszane, że przestały już nawet bawić. I mimo tak licznych deklaracji, że ów portal to zło, niemal nikt, kto stał się posiadaczem konta w kolorze blue, nie potrafi z niego zrezygnować. Uzależnienie? A może zwykły pragmatyzm?
Jako aktywna użytkowniczka portalu postanowiłam sprawdzić, jak działa na nim uniwersytet. Bo przecież Facebook już dawno przestał być „książką twarzy”, a stał się miejscem wirtualnego świata, w którym funkcjonuje większość organizacji. Coraz częściej różne firmy poszukują specjalistów ds. marketingu, którzy znają social media i (uwaga) mają konta na portalach społecznościowych (warunek konieczny). Czy nie jest dobrą formą reklamy ciągły kontakt z klientem za pośrednictwem tego medium – dziś dla wielu oznacza to niemal wejście do czyjegoś życia, jakkolwiek patetycznie to brzmi?
A skoro uniwersytet jest miejscem nie tylko edukacji, lecz także rozwoju społecznego, nie może go zabraknąć na Facebooku. Tym bardziej, że pole do popisu jest duże – UW dzieli się na wydziały, wydziały na mniejsze jednostki, do tego dochodzą liczne organizacje działające na uniwersytecie. Każda z tych instytucji ma szansę zaistnieć w świecie wirtualnym.
Facebook jest siedliskiem stron samorządów wydziałowych. I, jak się okazuje, bardzo słusznie. Bo kto jeszcze zagląda na ich oficjalne adresy internetowe, żeby sprawdzić aktualne informacje? Mało tego, bardzo często tych informacji tam nie ma, a obieg ustny czasami zawodzi. Z pomocą przychodzi portal. Zawsze znajdzie się w każdym samorządzie ktoś tak miły, kto wrzuci post o godzinach dziekańskich, odwołanych zajęciach czy zbliżających się terminach rejestracji. Ponadto niektóre samorządy działają na tyle prężnie, że są w stanie zaoferować studentom wiele atrakcji na Facebooku. Samorząd polonistyki tylko sobie znanymi ścieżkami dostępu zdobywa bilety do kina czy teatru i rozdaje je w konkursach – organizowanych oczywiście na Facebooku. Kto dobrowolnie zrezygnowałby z szansy zdobycia darmowej wejściówki tylko dlatego, że nie obserwuje profilu?
Facebookowym stronom samorządów wydziałowych mówimy zatem zdecydowane „czemu nie?”. Pod warunkiem, że rzeczywiście są źródłem rzetelnych i aktualnych informacji. I nie zaśmiecają tablic postami typu: „A wy co jedliście dziś na śniadanie?”
Jeszcze popularniejsze od nich są grupy studenckie. Zwłaszcza, że Facebook daje ku temu doskonałe narzędzia, jak chociażby tworzenie grup zamkniętych, do których członkowie mogą być dodawani tylko przez innych członków i nikt z zewnątrz nie ma dostępu do publikowanych informacji. Tajemnicą poliszynela jest to, że leniwi, nieskłonni do ryzyka studenci mogą tam znaleźć informacje od starszych kolegów o prowadzących, pomoce dydaktyczne we wszelakich formach i inne niezbędniki, bez których życie studenckie byłoby trudniejsze. Wziąwszy sobie niegdyś do serca cytat jednego z wykładowców głoszący, że student jest z natury leniwy, sama nie wyobrażam już sobie podejścia do egzaminu bez uprzedniego sprawdzenia, czy ktoś nie podzielił się informacją na temat ulubionych zagadnień profesora. Natury przecież nie da się zmienić tak łatwo.
Grupy zamknięte nie służą wyłącznie wymianie informacji, z obiegu których wykładowcy nie byliby do końca zadowoleni. Na jednej z nich wspólnie z innymi studentami próbujemy rozwikłać istotę zadań przeznaczonych do samodzielnego opracowania, wyjaśnić bardziej skomplikowane zagadnienia. To coś w stylu szkolnego wspólnego odrabiania prac domowych czy wspólnej nauki, tyle że za pośrednictwem Internetu. Nie jest chyba realne znalezienie terminu, który pasowałby wszystkim zainteresowanym. Internet jest tu najlepszym rozwiązaniem, i daleka jestem w tym przypadku od sądów, że przez to zanikają realne więzi społeczne. Owszem, Facebook nie zastąpi spotkania na żywo, ale gdyby nie on, być może nie byłoby tych więzi w ogóle.
Innymi przydatnymi profilami związanymi z UW są strony biur karier. Bo, przyznajmy szczerze, mało kto ma ochotę regularnie odwiedzać ich oficjalne adresy. Szybkie wejście na profil facebookowy, kiedy akurat i tak korzystamy z portalu, jest dużo łatwiejsze. A z pracą dla studentów, jak wiadomo nie od dziś, jest różnie. Biura karier dwoją się i troją, aby pomóc, ale na niewiele się to zda, jeśli student sam nie będzie chciał zajrzeć na stronę i zapoznać się z najnowszymi ofertami. A na Facebooku wszystko jest prostsze. I szybsze.
Część biur karier posługuje się Facebookiem przede wszystkim do tego, aby zachęcić studentów do korzystania z ich głównych stron oficjalnych. W postach zamiast konkretnych ofert znajdują się linki przekierowujące w odpowiednie miejsca. Jednak niektóre biura wrzucają na swoje ściany gotowe propozycje, z którymi mogą się zapoznać zainteresowani studenci. Ułatwia to korzystanie z przygotowanych ofert, może jednak doprowadzić do zamierania stron głównych, jeśli cały ciężar ich funkcjonowania przeniesiony zostaje na profil facebookowy. Dlatego też takie organizacje korzystają z portalu uważnie, i warto mieć świadomość tego, kiedy chce się zapoznać z ich bazą danych. Czasem lepiej poświęcić chwilę i przenieść się na właściwą stronę biura, na którą trzeba się, co prawda, zalogować, ale pozwala to na pełne korzystanie z proponowanych usług. Warto dodać, że strategia marketingowa Facebooka wspiera posty, które przenoszą czytelników na inne strony internetowe – te z kolei korzystają w ten sposób ze zwiększonej liczby wejść, dzięki czemu portal może liczyć na większe wpływy finansowe z opłat za popularyzację postów swoich użytkowników, zwłaszcza stron.
To, że Facebook pełni funkcję informacyjną, wydaje się oczywiste. Jednak coraz częściej skupia się on na rozrywce. I to nie profile samorządów, kół naukowych czy innych organizacji urzekają mnie w uniwersyteckim wydaniu social media. Jakiś czas temu trafiłam na profil „Słowa, których nie usłyszysz od studentów UW”. Owszem, można by się pokusić o stwierdzenie, że ma on za zadanie informować studentów o tym, jak funkcjonuje uniwersytet. Lecz dopiero samodzielne doświadczenie niemożności zrealizowania przytaczanych tekstów pozwala na ich pełne zrozumienie. Muszą być one osadzone w odpowiednim kontekście. Tylko student, który bezskutecznie przeszukał pół BUW-u w celu znalezienia książki, która wyraźnie widnieje w katalogu internetowym i powinna się znajdować na wyznaczonym miejscu i na odpowiedniej półce, a tymczasem pogrąża się gdzieś w otchłaniach niebytu, zrozumie, czemu student UW nigdy nie powie: „W BUW-ie bez problemu mogę znaleźć wszystkie książki, których potrzebuję”. Ktoś, kto nigdy nie spóźnił się na zajęcia dlatego, że zagubił się w gąszczu korytarzy, nie westchnie: „Nigdy nie miałam problemu z odnalezieniem właściwej sali na Wydziale Zarządzania”.
Mimo że część żartów na tej stronie niesie ze sobą ryzyko uznania ich za suchary, bawi mnie ta forma podejścia do uniwersytetu. Bo czy zawsze musi być dumnie i poważnie? Czy musimy żyć ze świadomością, że według obecnych rankingów jesteśmy najlepszą uczelnią w Polsce (któż jeszcze wierzy rankingom…)? Życie studenckie to nie tylko siedzenie w bibliotece, kiedy BUW jest otwarty dla sów do późnych godzin nocnych. To także zdrowe podejście do miejsca, w którym się znaleźliśmy, i jeśli można mieć jakieś zażalenia związane z działaniem jakiejś jednostki, jedną z lepszych form wyrażenia tego jest żart. A portale społecznościowe to chyba najlepsze miejsce do zareagowania w ten właśnie sposób.
Dobrze więc, że studenci mają jeszcze dystans do dezorganizacji i, zamiast denerwować się w kolejce do dziekanatu, wrzucą post na Facebooka. Może nie będzie im z tego powodu lepiej, ale przynajmniej pozostali cierpiętnicy będą mogli pobłażliwie uśmiechnąć się i przytaknąć, że owszem, oni też musieli to przeżyć.
Facebookową stroną, która ubawiła mnie jeszcze bardziej, jest fanpage o jakże trafnej nazwie: „Typowa Basia, studentka polonistyki” (patrz: imię autorki tekstu). Czyż może być większy zbieg okoliczności? Czyż nie jest to najlepszy znak znalezienia się w odpowiednim miejscu? Może ta typowość trochę przerażać, aczkolwiek sentyment do strony pozostanie, jakakolwiek nie byłaby jej zawartość.
Na fanpage’u znajduje się dokładnie to, co sugeruje nazwa – suche żarty, które rozumieją tylko poloniści. Bo przecież nikt inny nie zaśmieje się, kiedy usłyszy, że polonistka może iść do ślubu wyłącznie w sukni z trenem, nie widzi też niczego dziwnego w tym, że ulubionym ciastem polonistów jest TORT. Poziom dowcipów może nie jest zbyt wysoki, ale czy student zmęczony ciężkimi lekturami czytanymi na zajęcia musi się śmiać wyłącznie z rzeczy na poziomie? Może tak by wypadało, ale któż by się tym przejmował.
„Typowa Basia…” należy do grona stron, które rozkwitły w ostatnim czasie. Oprócz niej mamy więc „Typowego Karola – studenta prawa”, „Typowego Janka – studenta historii”, „Typowego Michała – studenta zarządzania” i wielu innych. Zasada działania wszystkich tych profili jest podobna – umieszczane są na nich żarty zrozumiałe tylko dla studentów konkretnego kierunku (dla innych pewnie też, ale wtedy nie śmieszą aż tak bardzo). Nie wiem, skąd wzięła się ta moda, ale trudno nie zauważyć kolejnych postów pisanych w podobnym stylu. Jaki jest ich poziom – nie będziemy tego rozstrzygać. Warto jednak odnotować, że uniwersytet na Facebooku jest obecny głównie w wersji rozrywkowej.
Jak widać, profili związanych z uniwersytetem (w tym UW) jest coraz więcej. Możemy je podzielić na bardziej oficjalne (pełniące głównie funkcje informacyjne), pośrednie (na przykład strony niektórych samorządów) oraz wyłącznie rozrywkowe. W ostatnim czasie najprężniej rozwijają się te ostatnie, najmniej jest zaś profili stricte informacyjnych – w dalszym ciągu ciężar ten spoczywa na głównych stronach oficjalnych.
Trudno jednoznacznie oceniać, czy to dobrze, że uniwersytet istnieje w mediach społecznościowych. Nie ulega wątpliwości, że musi on prężnie działać w przestrzeni internetowej, jednak niektórzy uważają, że tworzenie profilu na Facebooku jest poniżej pewnego poziomu. Wszystko jednak zależy od tego, jaką funkcję ma on pełnić. Bo cóż jest złego we wrzucaniu na ścianę samorządów wesołych filmików czy żartów, może czasem rzeczywiście niegrzeszących inteligencją? Studentom, a nawet pracownikom także należy się rozrywka. A odrobina dystansu zawsze się przyda.
Uniwersytet już dawno przestał pełnić funkcję wyłącznie edukacyjną. Coraz większy nacisk kładzie się na budowanie więzi społecznych, rozwój studentów przez ich zaangażowanie nie tylko w naukę, lecz także w szeroko rozumianą działalność w różnorodnych organizacjach. Nie byłoby to chyba możliwe bez nowych mediów. Portale społecznościowe są dziś jedną z najlepszych metod szybkiego porozumiewania się, przekazywania informacji szerokiemu gronu odbiorców (większość młodych ludzi ma konto na Facebooku), promowania wydarzeń, zachęcania do aktywności.
Nie ma zatem powodów, by narzekać na to, że dziś niemal wszystko ma swoje odbicie w przestrzeni internetowej. Owszem, nie jest to już ten sam uniwersytet, co kilkadziesiąt lat temu, ale nigdy już taki nie będzie. Trzeba się cieszyć, że podąża on za duchem czasu i ma swoje miejsce nawet na Facebooku.
Zdjęcia z profilu Uniwersytetu Warszawskiego na FB.