Głęboka woda. Nowa uczelnia – nowe życie


Studia to najpiękniejszy etap w życiu każdego człowieka – tak nam wszyscy mówili. I rzeczywiście tak jest, o czym przekonałyśmy się, studiując na innej uczelni. Każdy początek jest trudny. Tak też było na licencjacie. Z czasem nauczyłyśmy się też funkcjonowania w całkiem nowej rzeczywistości studiów magisterskich. Zapragnęłyśmy zmian i rzuciłyśmy się na głęboką wodę. Poznałyśmy wielu wspaniałych ludzi, zapuściłyśmy korzenie. Choć znowu poczułyśmy się jak bezbronne, niczego nieświadome i przerażone studentki pierwszego roku, z tym że studiów magisterskich na Uniwersytecie Warszawskim.

Miałyśmy wiele wątpliwości. Motywacją do zmiany miejsca i uczelni stał się wysoki poziom kształcenia i możliwość studiowania z ludźmi, dla których polonistyka jest prawdziwą pasją. Możliwość zdobywania wiedzy przekazywanej przez najwybitniejszych wykładowców budziła w nas zaciekawienie, a sam fakt, że każdego dnia będziemy przechodziły przez sławną bramę uniwersytetu napawał nas dumą i radością. Jednak wraz z wielkimi nadziejami pojawiły się również wielkie obawy. Strach przed nowym miejscem i brakiem akceptacji ze strony studentów spędzał nam sen z powiek. Lęk przed wysokim poziomem nauczania, wymagającymi prowadzącymi i iście naukową atmosferą gasił nasz zapał, ale mimo wszystko zdecydowałyśmy. I jesteśmy!

Zastana rzeczywistość okazała się zupełnie inna, niż ta, której się obawiałyśmy. Wszystkie niepokoje szybko zostały rozwiane. Po miesiącu studiowania na UW musimy przyznać, że myliłyśmy się. Po pierwsze, zdziwiła nas postawa studentów z naszego roku. Okazało się, że większość z nich jest pozytywnie nastawiona do nowych osób. Nasze obawy związane z samym studiowaniem na tej uczelni również były zbyt wyolbrzymione. Przyjemna atmosfera na zajęciach, życzliwe nastawienie prowadzących oraz dobre wcześniejsze przygotowanie do studiów magisterskich sprawiły, że wysoki poziom stał się dla nas wyłącznie motywacją do działania i dalszego rozwoju. Jak widać, bardzo często strach ma wielkie oczy, szczególnie u kobiet, czego my jesteśmy najlepszym przykładem!

Pisząc o naszych lękach i niepokojach, nie sposób nie wspomnieć o tym, co od samego początku wzbudzało w nas pozytywne emocje. Tak jak przy poznawaniu nowych ludzi, tak i przy poznawaniu nowych miejsc, chcąc nie chcąc, zwracamy dużą uwagę na wygląd, dlatego też bardzo dobre wrażenie wywarł na nas budynek Wydziału Polonistyki. Wręcz namacalnie daje się tu wyczuć tradycję. Wysokie sufity i stare żyrandole tworzą wyjątkowy nastrój tego miejsca. Ogromnym plusem jest również lokalizacja. Miło jest, idąc na zajęcia, mijać ludzi, którzy spokojnie i bez pośpiechu spacerują po Starym Mieście, poznając przy tym jego piękno. Wśród wielu pozytywów musimy wspomnieć jeszcze o jednym, będącym dla nas wielkim zaskoczeniem. Mamy na myśli nasz wydziałowy dziekanat. Łamie on wszelkie stereotypy, a jednocześnie w myśl zasady: „wyjątek potwierdza regułę”, nie okazał się „okiem Saurona”. Jesteśmy bardzo mile zaskoczone stosunkiem do studentów, chęcią udzielenia pomocy i ogromną cierpliwością pracujących tam osób, z czym nie spotkałyśmy się na poprzedniej uczelni.

Dla równowagi, żeby nie było zbyt słodko i przyjemnie, należy wspomnieć o tym, co nam się nie spodobało. Myślimy, że nikogo nie zdziwi nasza awersja do systemu USOS. Z tego, co zauważyłyśmy, budzi on wiele negatywnych emocji nie tylko u pierwszaków, lecz także u doświadczonych studentów. Ten system, mający UŁATWIĆ nam studiowanie i funkcjonowanie na uczelni, stał się dla nas skomplikowaną siecią informacji, których zwykły śmiertelnik nie jest w stanie zgłębić lub przynajmniej bliżej poznać. Przekonałyśmy się o tym podczas rejestracji na przedmioty, które mamy obowiązek zaliczyć w tym semestrze. Jedyną drogą do zaprzyjaźnienia się z systemem, była równie zawiła i skomplikowana instrukcja obsługi, która niczym nić Ariadny prowadziła nas przez nieznane korytarze zawiłego labiryntu.

Po miesiącu studiowania na UW nauczyłyśmy się za to odważnie stąpać po wydziałowych korytarzach i już prawie zapomniałyśmy o przerażeniu, które towarzyszyło nam w pierwszych dniach października. Jest jeszcze tylko jeden zwyczaj, który początkowo bardzo nas zdziwił. Faktem jest, że życie, a szczególnie życie w Warszawie, to bieg przez płotki, który z każdym dniem przypomina sprint zawodowego reprezentanta Polski w biegu na 100 metrów. W tym tempie łatwo jest zapomnieć o podstawowych zasadach. Każdy człowiek, niezależnie czy to jest uczelnia, czy inne miejsce, powinien pamiętać o szacunku. Na każdej uczelni są zajęcia interesujące i takie, które usypiają, ale mimo tego, że kompletnie nie interesujemy się jakimś przedmiotem warto, a nawet trzeba okazać szacunek dla prowadzącego i skupić uwagę na przekazywanych treściach. Odnaleźć się w takim otoczeniu było nam bardzo ciężko i w dalszym ciągu jesteśmy zdziwione tym zachowaniem i nie potrafimy go zaakceptować.

Z każdym dniem październikowe przerażenia staje się coraz mniejsze i mimo wszystkich wątpliwości cieszymy się z tej zmiany. Czas pokaże, czy była to zmiana na lepsze. Niemniej jednak niezmienny pozostaje fakt, że przechodząc przez bramę uniwersytetu, czujemy się tak jak pierwszego dnia – wyjątkowo.

Autorki tekstu: Marta Och, Monika Bielec