Słoneczny, ciepły dzień. Przez okno przebijają się pierwsze wiosenne promienie słońca. Jak dobrze! Wiosnę już czuć w powietrzu. Trudno nie być radosnym w tak piękny dzień. Z uśmiechem na twarzy włączam komputer, jak co dzień sprawdzam pocztę, i… mój dobry nastrój ulatuje tak szybko, jak się pojawił. Pierwsza wiadomość, którą odczytuję, wcale nie jest związana ze studiami, o nie. Jej treść brzmi następująco: „Do lata zostały tylko dwa miesiące! To ostatni dzwonek, by wziąć się za siebie i schudnąć! Nie poddawaj się! Pomożemy Ci osiągnąć upragnioną wagę!”. Czytam dalej i widzę nazwę firmy produkującej tabletki na odchudzanie. Lekko zdenerwowana wyłączam pocztę i loguję się na Facebooka. Przeglądam „tablicę” i od razu wpada mi w oko post jednej ze słynniejszych trenerek fitnessu w Polsce. Mimo woli czytam go: „Specjalnie dla Was, kochane kobietki, przygotowałam ten program ćwiczeń. Musicie uwierzyć w siebie, w to, że uda się Wam mieć wymarzoną figurę! Nie poddawajcie się! Lato tuż tuż, piękne bikini już na Was czeka! To ostatni moment na podjęcie decyzji. Zdecydujcie same, jak chcecie wyglądać latem. Wszystko zależy od Was!”.
Tego już dla mnie zdecydowanie za wiele. Z wściekłością wyłączam komputer. Od razu w głowie pojawia się myśl: czy naprawdę tak ma wyglądać moje życie? Czy kiedyś, kiedykolwiek, będę mogła spokojnie przeglądać strony w Internecie bez obawy, że ktoś znów będzie zmuszał mnie do odchudzania?
Każdego dnia jesteśmy poddawani tresurze i powinniśmy to sobie uświadomić. Media, w szczególności Internet, wciąż mówią nam, w jaki sposób mamy żyć, jak się odżywiać, jak uprawiać sport, uczyć się, nawiązywać przyjaźnie, zdobyć dziewczynę/chłopaka czy poprawić swoje relacje z innymi ludźmi. Telewizja, prasa oraz Internet zmuszają nas do określonych zachowań, do przybierania odpowiednich postaw, do podejmowania konkretnych decyzji, choć nie zawsze zdajemy sobie z tego sprawę. Nie bójmy się otwarcie powiedzieć, że media chcą myśleć za nas, kierować naszym życiem i niejednokrotnie im się to udaje! Mają wiele sposobów, za pomocą których nami manipulują.
Przykład z odchudzaniem, opisany przeze mnie wcześniej, świetnie to pokazuje. Gdy zbliża się lato, media dosłownie zalewają nas różnorakimi ofertami dotyczącymi odchudzania. A wszystko po to, żebyśmy mieli idealne ciała i nieskazitelne cery, bo przecież niedopuszczalne są dwa pryszcze na czole, nie mówiąc już o kilku dodatkowych kilogramach.
Wiemy jednak doskonale, że przecież mediów, a w szczególności wszelkich firm produkujących kosmetyki i środki odchudzające, nie interesuje to, ile ważymy i jak wyglądamy. Interesuje ich zysk. Dążą do tego, by jak najwięcej sprzedać i zarobić. Nie zależy im na nas, lecz na naszych portfelach.
Problem ten jest jednak głębszy i bardziej skomplikowany. Internet, prasa i telewizja wkładają wiele wysiłku w to, żebyśmy nie akceptowali samych siebie – nie tylko swoich ciał, lecz także własnych emocji i zachowań. Nie tylko namawiają do zmian – oni, używając różnych „środków perswazji”, wręcz zmuszają nas do tego, żebyśmy ciągle coś w sobie zmieniali, ulepszali, poprawiali, bo wciąż „coś” jest z nami „nie tak”. Dlaczego tak się dzieje? Bo gdybyśmy zaakceptowali siebie w pełni – swój wygląd i charakter – to nie korzystalibyśmy z „ich” środków służących do poprawiania ciała czy „ulepszania” psychiki. Skutkiem tego, ten wielki przemysł kosmetyczny i farmaceutyczny nie zarabiałby tyle pieniędzy, ile zarabia teraz.
Dlatego tak trudno nam w dzisiejszym świecie pokochać samych siebie – z każdej strony jesteśmy atakowani przez media i różnego rodzaju firmy, które zarzucają nam niedoskonałość, niedbałość o ciała, wygląd, psychikę. Czujemy się słabi i, niestety, ulegamy tym atakom, nie mamy w sobie dość siły, by je odeprzeć.
Za każdym razem, kiedy widzę reklamy środków odchudzających i czytam wypowiedzi trenerów fitnessu, czuję wyrzuty sumienia, że nie dbam wystarczająco o swój wygląd (codziennie powinnam mieć na twarzy bazę pod podkład, podkład, bronzer, puder, itd., a jeśli mam tylko pomalowane rzęsy, to oznacza, że o siebie nie dbam; niestety, naturalność raczej nie jest teraz w modzie), czuję wyrzuty sumienia, bo jestem za gruba (powinnam ważyć pięćdziesiąt kilogramów, a nie sześćdziesiąt parę; tak zwane „boczki” i „oponka”, nie mówiąc już o rozstępach i cellulicie, są nie do przyjęcia). Czuję wyrzuty sumienia, kiedy ulegam różnym emocjom, jestem zdenerwowana i nie panuję nad własnymi odczuciami. Dzisiejszy świat wmawia mi, że takie zachowanie raczej nie jest normalne, dlatego może powinnam kupić jakieś tabletki na uspokojenie lub poprawę nastroju, skoro nie umiem zapanować nad własnymi emocjami.
W jednym z warszawskim parków byłam kiedyś świadkiem pewnej sytuacji. Dwie czteroletnie dziewczynki bawiły się razem w piaskownicy, podczas gdy ich mamy prowadziły ożywioną dyskusję. Jedna z nich powiedziała do drugiej, że przeczytała na jakiejś stronie internetowej, że dziewczynki w wieku czterech lat powinny ważyć tyle a tyle kilogramów, a jej córka waży dwa kilogramy więcej, więc może powinna już rozpocząć u niej terapię odchudzającą.
Ta sytuacja bardzo dobrze obrazuje to, o czym już pisałam – o poddawaniu nas tresurze, jak widać, od najmłodszych lat życia.
Do tej pory pisałam głównie o sytuacjach związanych z kobietami. Jednak dotyczy to także mężczyzn. Media wykreowały wizerunek mężczyzny dobrze zbudowanego, uprawiającego różnego rodzaju sporty, chodzącego na siłownię. Prawdziwy mężczyzna to taki z muskularnym, pięknie wyrzeźbionym gładkim ciałem. I mężczyźni do tego „ideału” dążą. Bywa to jednak niebezpieczne. Panowie często chorują na bigoreksję, która może być spowodowana przesadnymi ćwiczeniami fizycznymi i zażywaniem środków wspomagających przyrost mięśni. Wyjście z tego uzależnienia jest niezwykle trudne, kosztowne i bolesne.
Czy naprawdę chcemy, żeby właśnie tak wyglądało nasze życie?
Bardzo chciałabym, żebyśmy umieli opierać się tej medialnej perswazji, żeby nikt nie decydował za nas, jak ma wyglądać nasze życie, jakie mają być nasze ciała. Postanowiłam zrobić ten pierwszy krok, zbuntować się i powiedzieć: będę miała tych kilka kilogramów więcej! Będę miała „boczki”, „oponkę”, rozstępy i cellulit! Będę malowała tylko rzęsy! Będę miała kilka pryszczy na twarzy, trudno! Akceptuję siebie taką, jaka jestem, ze wszystkimi moimi „niedoskonałościami”. Po prostu – lubię siebie.
Myślę, że każdy z nas powinien wykonać taki pierwszy krok i podjąć walkę z tresurą, której jesteśmy poddawani. Stańmy przed lustrem, spójrzmy na siebie i spróbujmy znaleźć coś, co w sobie lubimy, w swoim wyglądzie i charakterze. To nie jest narcystyczne zachowanie; to próba odnalezienia w sobie piękna. Niech nie przeraża nas to, co w nas niedoskonałe. Nikt przecież nie jest idealny. Nie dajmy wmówić sobie, że jesteśmy brzydcy i nieprzystosowani do funkcjonowania w dzisiejszym świecie, bo tak nie jest. Każdy ma prawo sam decydować o sobie, o tym, jak chce wyglądać i jaki chce być. Zaakceptujmy swoje ciała i charaktery, i walczmy z tresurą.
Pokochajmy siebie, bo jesteśmy piękni!