„Dubisziada” – twórczość pastiszowa… 1


Z radością przedstawiamy pastiszową twórczość Pana Prof. Andrzeja Markowskiego!

1. Zapis z księgi klasztoru w okolicach Rzeszowa

Pod datą 1249 czytamy między innymi (fragment podajemy w tłumaczeniu na polski, słowa polskie w oryginale – podkreślone):

„A teraz napiszemy, skąd wiadomo, że miejsce ono nazywa się Isztyżaki. Jak opowiadają starzy ludzie, w miejscu tym, na wzgórzu, stało niegdyś drzewo rozłożyste, Quercus robur, które w mowie miejscowej dąb alias dub nazywano. Na drzewie owym od niepamiętnych czasów napis był wyryty, który w lokalnym narzeczu brzmiał jak nastepuje: Dubisztyżakizgubisz, co się wykłada, iż quercus ów (dub) miał być przyczyną zagłady osady Isztyżaki – Dub Isztyżaki zgubisz. Jakoż istotnie po wielkiej burzy pożar, który się od drzewa owego zaczął, objął i spalił całkowicie wieś Isztyżaki, tak że poza nazwą, przechowaną w tradycji ludowej, ślad po niej nie został. Niektórzy wprawdzie wykładają  znaczenie tego napisu na dębie zgoła inaczej. Chodzi w nim jakoby o niejakiego Dubisza, doctora scietniarum, na którego mieliby żacy jego się skarżyć, że noty słusznej im nie dał: Dubisz, ty żaki zgubisz. Wszelako wersja ta wydaje się i nieprawdziwa, i nieprawdopodobna, bo o srogości żadnej doktora Dubisza mówić zgoła nie przystoi”.

2.      Zabytek z II połowu XVI wieku:

O doktorze Dubiszu

Stach po biesiadzie, z gorejącym okiem,

Zdał mi się niezdrów. Stąpał chwiejnym krokiem,

Podszedłszy pytam: „Azali Twe zdrowie

Dobrze piastują nasi doktorowie?

Czy ku lepszemu wiedzie Twa odmiana?”

Stach się uśmiechnął, sięgnąwszy do dzbana

I „Mógłbym – rzecze – być w tym względzie wzorem,

Wstałem magistrem, pójdę spać – doktorem”.

3.      Rękopis z XVII wieku

Do  Stacha

Mądry jest niedźwiedź, gdy w matecznik bieży

Mądry ten łowiec, co nim strzeli – mierzy,

Mądra ta żona, co męża pilnuje,

Mądry mąż, który wielkie plany snuje,

Mądry dykcjonarz, co słów tyle mieści,

Mądry ów autor, co go tak wypieścił

Mądryś Ty, Stachu, jak niedźwiedź i żona,

Łowiec i mąż ów i dykcyjonarz,

Mądryś tak jak ci, co dykcjonarz robią

Więc słusznie czynią, że Cię doctus zowią!

 

4.      Bajka z II połowy XVIII wieku

Psy i ich panowie

Cny Grubcio wciąż przed Brysiem bronił swego pana

Że słusznie rzeczy czyni, pracując od rana,

Miast żywota używać, co robił pan Brysia.

Jakoż lata minęły. Skamle Brysio dzisiaj,

Rzucon przez pana, który wszedł w wysokie progi.

Grubcio ze swym Doktorem szczęśliw, choć ubogi.

 

5.      Wiersz z lat 60. XIX wieku

 ***

Widziałem Ciebie w te dni przed-doktorskie,

Kiedyś sprawował twarde egzamina,

I gdyś od-nawiał gesty oratorskie,

Z klasyczną twarzą Męża-Rzymianina.

 

I już wiedziałem, że nie trzeba będzie

Wieków ni wnuków, ni Promethidiona

I już-em zaczął głosić wszem i wszędzie,

Że nurt ludowy Ciebie nie pokona.

 

6.      Wiersz z początków XX wieku

Przy trawieńcu-zieleńcu, obok pól w Mokotowie,

Mieszkał Staszek-Dubiszek, dwojniak w jednej osobie.

I nieszczęsny był bardzo, bo w tej jego dwojności

Każda część go ciągnęła w inne świata istności.

Staszek chciał iść do ludu, do nauki Dubiszek

I nie wiedział już dwojniak, w co ma w duszy się wsłyszeć.

Aż raz w męki rozterce sen go zmorzył bezdenny,

Sen-przedziwak, bo uczuł, że jest w pomysł brzemienny.

Westchnął we śnie do Stwórcy westchniejącym westchnieniem

I wnet szansę zobaczył, by być jednym stworzeniem.

„Badaj język ksiąg ludu”, tak mu Stwórca powiadał,

„Bo nie było aż dotąd, by kto księgi tak badał.

Kto o ludzie chciał pisać, musiał mowę uludzić,

Ty to wykryj…Bądź szczęśliw”. Dwojniak nie chciał się zbudzić,

Lecz nie wiedząc już nie spał. Potem w wielkiej radości

Swoją dwojnię ujednił, mimo wszelkie trudności.

Pracowaniem pracując wielką pracę urobił

I chcąc-niechcąc tytułem swoje imię wyzdobił.

Tylko ono zostało z dawnej dwojni wspomnieniem,

Przy trawieńcu-zieleńcu, w śnie brzemiennym westchnieniem.

 

7.      Fragment prozy z początków XX wieku

Przez chwilę leżeli w milczeniu. – Jaguś, zagadnął wreszcie Antek, a przyjdziesz to do mnie jutro? – Jutro nie, Jantoś, uśmiechnęła się, jakoś rozmarzona, może pojutrze. – A czemu nie jutro, Jaguś, spytał Antek zdziwiony, że rozkoszy z nim zaznać nie chce. – A bo to jutro przyjeżdżają Magister Dubisz, rozpromieniła się Jagna. – A co ci do niego, czujnie spytał Antek – co on z Tobą wyprawia? – Oj, Jantoś, głupiś ty, uspokajała go dziewczyna, dyć to jest pan Nauczyciel Akademicki. On nas syćkie zbiera i takie cudności wyprawia… -Hele, hele, powątpiewał Antek, jakby czymś poirytowany. – Toć mówię, że wyprawia – ciągnęła Jagna – żebyś ty, Jantoś słyszał, jak on pięknie o świętym  Cyrylu i Metodym opowiadał… A kiedy zaczął mówić o tych jerach, to tak mię coś w dołku ścisnęło i takie ciepło aż do głowy poszło…- rozmarzyła się Jagna. – Niebożątka takie, drobniutkie, króciutkie, aż żal… Antek siedział zasępiony, smutny. – A to cię tak chyciło przed wokalizacją czy po niej? – spytał z nutką nadziei w głosie. – Po, Jantoś, po, szepnęła dziewczyna, odwracając się, jakby zawstydzona. _ A powiadał, rzekła po chwili, że jutro będzie mówił o wzdłużeniu zastępczym. Jantoś, toć  muszę przecie o tym usłyszeć… Antek zachwiał się jak pijany. – Wszyćko przepadło, wycharchał, ale niech ci ta będzie, powiem. Słuchaj Jagna, ten Twój Dubisz od wczoraj już nie magistr on, jeno doktór, powiastkę o tym do wójta przysłali. Ale nie ciało on leczy, ino dusze bałamuci, o palatalizacji mówi, dodał niemal płacząc. – Panienko przenajświętsza, on doktór? – wykrzyknęła Jagna i z niczym się już nie kryjąc, poleciała przez wieś, jakby skrzydeł dostała, powtarzając co chwila radośnie: on doktór, on doktór…

Komentarze

  1. […] Profesor Andrzej Markowski uzyskał magisterium na Wydziale Polonistyki w 1971 roku. Lata jego studiów przypadają na czasy ciężkie, szczególnie dla polskiej kultury. W marcu 1968 roku Pan Profesor był obecny na Wydziale Polonistyki, o czym nam opowiedział. Przewodniczący Rady Języka Polskiego podzielił się z nami również swoją pastiszową twórczością. […]