Jest na warszawskiej Pradze miejsce, gdzie czas się zatrzymał. Tak przynajmniej twierdzą jego mieszkańcy – studenci UW. Mowa o Kicu – Domu Studenta nr 3 przy Kickiego, którego legenda krąży od lat, spędzając sen z powiek kolejnym pokoleniom rozpoczynającym swoją studencką przygodę w Warszawie. Nieco szpitalny wygląd korytarzy i węzłów sanitarnych z jednej strony odstrasza, z drugiej jednak nadaje temu miejscu uroku, przypominając, że jego tradycja sięga pierwszej dekady PRL-u.
Dwa budynki, położone naprzeciwko siebie po dwóch stronach ulicy, powstały w latach pięćdziesiątych. Na początku funkcjonowały jako akademik męski, ten przy Kickiego 9, i żeński. Obecnie są koedukacyjne, różnią się jedynie warunkami mieszkalnymi, ceną miejsca w pokoju i sposobem funkcjonowania. Mieszkańcy dawnego męskiego akademika mają do dyspozycji trzyosobowe pokoje z bezpośrednim wyjściem na korytarz, a na każdym piętrze znajdują się wspólne prysznice, toalety i kuchnia. Dzięki temu mieszkańcy tzw. Domu Chłopa znają wszystkich sąsiadów z piętra i zacieśniają relacje, grając na gitarze podczas długich zimowych wieczorów. Dlatego zawsze dobrze mieć przy sobie czekoladę dla pani portierki, gdyby przyszło jej do głowy przerwać nocne spotkania i zagonić towarzystwo do łóżek. Jak mówi Renata, studentka polonistyki mieszkająca w Kicu od 3 lat, to miejsce rządzi się swoimi prawami. Chcąc nie chcąc, aby przetrwać, trzeba żyć w symbiozie nie tylko z sąsiadami i pracownikami akademika, lecz także z nieproszonymi gośćmi. A ci, mimo systematycznie przeprowadzanych dezynfekcji pomieszczeń, zjawiają się zupełnie niespodziewanie, niewiadomo skąd, raz na jakiś czas. Gabrysia, również mieszkająca na Kickiego, opowiada historię anonimowych strażników pełniących niegdyś wartę w bramie Domu Studenta nr 3. Mówi się, że pilnowali, aby każdy student uiścił co jakiś czas symboliczną opłatę za przejście.
W weekendy akademik zaczyna żyć koło południa – jego mieszkańcy budzą się z lekkim bólem głowy po wydarzeniach zeszłej nocy i resztę dnia wolnego od zajęć na uczelni wykorzystują na odpoczynek. Jednak po dwóch dobach relaksu trudno znaleźć kabinę prysznicową nadającą się do użycia, tzn. taką, której brodzik nie jest do połowy napełniony wodą o wątpliwej czystości. Podobnie w kuchni: kosz po brzegi wypełniony skorupkami jajek, pudełkami po maśle, resztkami makaronu i opakowaniami po zupkach typu ekspres. Wokół kosza resztki jedzenia i inne niepotrzebne już rzeczy.
Dla studentów mieszkających po drugiej stronie ulicy los okazał się nieco bardziej łaskawy. W segmencie znajdują się dwa dwuosobowe pokoje, łazienka i aneks kuchenny ze zlewem i lodówką. Z zapchanym prysznicem nie ma więc problemu. Za takie wygody trzeba zapłacić 400 zł miesięcznie, czyli nawet 80 złotych więcej niż za miejsce w trzyosobowym pokoju przy Kickiego 9. Mieszkańcy obu budynków mogą korzystać z pralek i suszarki (jednej na dwa akademiki), pokojów cichej nauki, sal telewizyjnych i sali bankietowej.
Główne drzwi budynku otwierane są za pomocą karty magnetycznej, na której od roku akademickiego 2012/2013 widnieje zdjęcie danego studenta. Po uprzednim zgłoszeniu administracji możliwe jest przenocowanie jednej osoby z rodziny, dwa razy w miesiącu. Jednak przemycanie znajomych, chłopaków, sióstr czy kuzynów odbywa się nadal, co więcej w niezmiennej już od lat formie: podczas gdy jedna osoba zagaduje pana portiera lub panią portierkę, nieproszony gość czmycha niezauważony na pierwsze piętro. Dowodem długiej tradycji tego procederu niech będzie scena z filmu Romana Załuskiego Kogel-mogel z 1988 roku.
To wszystko składa się na wyjątkowy charakter tego miejsca. Mimo że Kic uważany jest za akademik o najniższym standardzie spośród wszystkich Domów Studenta Uniwersytetu Warszawskiego, żaden inny nie ma tak bogatej historii i tylu wielbicieli, szczególnie wśród jego byłych mieszkańców. Wszyscy zgodnie twierdzą, że kto nie mieszkał na Kickiego, nie wie, czym jest prawdziwe studenckie życie.