Pojawiło się u mnie Marzenie. Lękliwe takie, małe, nieśmiałe… Ale za to jakie ładne! I z perspektywami – od razu zauważyłam jak dużo ma w sobie potencjału. Jak zaczęłam analizować do czego może takie marzenie mnie doprowadzić, to aż się zdziwiłam. Niesamowite! Ma wyjść bardzo magicznie. Większość to nawet myśleć o czymś takim nie może, a w mojej przyszłości takie coś jest bardzo możliwe.
Postanowiłam, że będę swoje Marzenie pielęgnować, żeby z małego stało się wielkie, a nawet olbrzymie. Ale na początku stwierdziłam, że zaprezentuję je swojej rodzinie.
– Patrzcie – mówię – jakie mam Marzenie! Takie nowatorskie, oryginalne i takie inspirujące!
– No co ty gadasz? – Zaniepokoili się wszyscy. – Jest jakieś zbyt kontrowersyjne. Będzie tylko zazdrość wywoływać.
– Za wysokie. – stanowczo powiedział dziadek i skrócił Marzenie prawie o połowę.
– Czy nie za grube będzie? – kategorycznie oznajmiła babcia i pracując nożyczkami ucięła Marzenie w bokach.
– Ładne, oczywiście, ale nieprawdopodobne. – odetchnęła mama, i Marzenie stało się blade i straciło swój elegancko-zwycięski wygląd.
– Też mi wymyśliłaś! – spoważniał tata. – Nikt w naszej rodzinie nie miał takiego głupiego pomysłu. Nie popieram. Wyrzucać z głowy trzeba takie Marzenia!
Powiedział to tak, jak by Marzenie uderzył. Ono się nawet rozpłaszczyło.
Patrzę na swoje zniekształcone, ucięte i zabrudzone Marzenie i prawie płaczę: przecież było takie ładne!
Ale tutaj nagle podaje głos – Cel:
– Popatrz na mnie! Oceń, jaki jestem wielki! Poczuj, jaki jestem wymarzony! Proszę, nie rzucaj Marzenia. Pomóż mu znowu zakwitnąć. Przecież też jestem zainteresowany, żeby ktoś mnie osiągnął i zrobił rzeczywistością.
Przytuliłam do siebie Marzenie, wytarłam łzy, pocieszyłam.
– Nie martw się, małe. – mówię. – Ha, nie zrozumieli nas! A my zostaniemy sam na sam i nie będziemy pokazywać się na oczy rodzinie. A i wiesz co? Zacznę o ciebie dbać samodzielnie!
Marzenie się uspokoiło, podniosło się na duchu, rozweseliło się. I zaczęłyśmy razem myśleć, jak najszybciej osiągnąć Cel. Oszacowałyśmy prędkość, ustaliłyśmy, gdzie będą przystanki pośrednie (musimy przecież mieć postoje w drodze). Marzenie znowu stało się okrągłe, mocne. I tutaj postanowiłam poradzić się ludzi doświadczonych – tak, na wszelki wypadek. Nigdy nie wiadomo, co może się stać w drodze do Celu. A oni mają doświadczenie!
Ludzie doświadczeni od razu się spłoszyli i zaczęli zarzucać mnie radami i z tych wszystkich rad wynikało, że czekają na mnie wyłącznie wyboje, zapadliny i pułapki, a całego ryzyka nie da się przeliczyć na palcach. Takich rzeczy naopowiadali, że przestraszyłam się: „Może lepiej w ogóle nie zaczynać?”. Patrzę, a moje Marzenie zmniejszyło się, takie żałosne, małe się stało. Też chyba się przestraszyło. Ale wtedy już ja do niego mówię:
– Hej, Marzenie, no co ty? Nie myśl nawet, że cię zostawię. Co się dzieje z ludźmi w drodze do celu? Ale to przecież nie koniecznie z nami wydarzy się to samo! Kto nie ryzykuje – ten nie pije szampana! Bądź żywa i podążaj ku Celu!
Idziemy z Marzeniem do przodu! Przed rodzicami się szyfrujemy, porady od doświadczonych przechowujemy w oddzielnym sakwojażu. Ciężki wyszedł – wygląda na to, że ci ludzie mieli mnóstwo doświadczenia, ale jednak postanowiłyśmy nieść je ze sobą – może się przyda. Chociaż, prędkość tego znacznie się obniżyła. Idę, myślę: może wyrzucić te rady, to cudze doświadczenie? Przecież w drodze jeszcze swoje nabędę, i jak później taki ciężar na sobie nieść?
– Może zostawmy ten sakwojaż z cudzymi radami w jakimś tajemniczym miejscu? – domyśliło się Marzenie. – I jak coś, to zawsze możemy do niego zajrzeć. A jeśli będziemy ciągnąć się z prędkością żółwia, to do końca życia nie dojdziemy do Celu.
Gdzie prawda, tam prawda! Teraz to nawet Marzenie pomogło odnaleźć prawdę w życiu! Zostawiłam sakwojaż w tajemniczym miejscu i od razu sprawy ruszyły szybciej. Idziemy razem z Marzeniem, śpiewamy piosenki, oglądamy obłoki, i raptem jak się potknę – prawie dotknęłam nosem ziemi. Rozglądam się, a tam przyjaciele. I ci, tak zwani przyjaciele, podstawiają nogi!
– Po co to robicie? – zawiodłam się.
– Bo ty ze swoim Marzeniem w ogóle o nas zapomniałaś! –krzycząc jeden przez drugiego, zawołali przyjaciele. – Nie spędzasz w ogóle z nami czasu, niedobrze! Cel ona ma, ale wszyscy jakiś cel mają! Rozmarzyłaś się!
Zawiodłam się na nich i obraziłam. I zaniepokoiłam się. Rzeczywiście, co jest ważniejsze, Cel, który dopiero będzie, czy przyjaciele, którzy są już teraz?
– Marzenie, przepraszam, ale musimy zawrócić – powiedziałam – zupełnie zapomniałam o swoich znajomych i teraz mają pretensje.
– Nie pretensji mają, tylko są pełni zazdrości. Dobry przyjaciel w drodze do Celu nogi nie podstawia, a zawsze popiera.
Przyjrzałam się swoim znajomym i faktycznie! Większość z nich ma na ramieniu zwierzątko o imieniu Zazdrość. Wrednego takiego zwierzątka, złośliwego, który przez cały czas gryzie i namawia do robienia wstrętnych rzeczy i wrzucania kłód pod nogi. Pewnie dlatego, żeby nikt nie wyróżniał się, mając wielkie cele i wysokie marzenia.
– Ale jeśli pójdę swoją drogą, czy to oznacza, że zostanę sama? – zgubiłam się.
– A spróbuj – poradziło Marzenie.
Zdecydowałam się i zerwałam się do przodu. I okazało się, że nie wszyscy moi przyjaciele są zazdrośni! Mnóstwo, wręcz przeciwnie, zaproponowało mi pomóc. A niektórzy nawet opowiedzieli o swoich Marzeniach i szli obok mnie ku swoim Celom. W końcu się dobrze poczułam, okazało się, że przyjaciele mogą być sojusznikami, a razem iść do przodu zawsze łatwiej.
Ale i tak, jeśli każdy ma swój Cel, to i kierunki drogi w pewnym momencie się rozbiegają. Poza tym, każdy idzie ze swoją prędkością. Dlatego, dobrze zrozumiałam, że w drodze do Celu na nikogo nie trzeba liczyć. Jeśli ktoś jest obok – dobrze, jeśli ktoś wyprzedza czy odstaje – bez zarzutów. Najważniejsze, znaleźć swoje Marzenie, ono jest twoim najlepszym przewodnikiem.
I nagle doszłam do miejsca, w którym nic nie było. Droga się kończyła wielką przepaścią. Już i Cel można było dostrzec, i wydawało się, że wystarczy tylko wyciągnąć do niego rękę, ale droga się kończyła.
– Czy to porażka? – zapytałam przerażona, oglądając przepaść.
– Na to wygląda. – zgodziło się Marzenie.
– I proszę… – powiedziałam szeptem, tracąc swój entuzjazm. – Wydaje mi się, że to koniec mojego Marzenia.
– Nie chcę umierać. Wymyśl coś. – poprosiło Marzenie.
–Nie. Nie wiem. Nic mi nie przychodzi do głowy – powiedziałam przygnębiająco.
– Proszę…
Spojrzałam na swoje Marzenie. Och, jakie było piękne! Podczas podróży ono wyrosło, stało się kolorowym i dojrzałym. Zawsze było ze mną, dodawało mi skrzydeł… I tutaj zrozumiałam:
– Marzenie! Czy ty masz skrzydła?
– Skrzydła? Nie wiem, nigdy nie próbowałem latać. Ale to ty musisz wiedzieć, przecież się urodziłem w twojej głowie!
– Na pewno, na pewno masz! – tryumfalnie wykrzyknęłam, wstając na nogi. – Jesteś moim skrzydlatym Marzeniem, i nie boimy się żadnych porażek. Co nam z tych przeszkód? Jeśli mamy skrzydła – po prostu przez nie przeskoczymy.
Jeśli nawet Marzenie miało jakieś wątpliwości, to na głos o nich nie powiedziało. Przytuliłam się do niego i zamknęłam oczy – i od razu poczułam, że lecę. Najpierw byłam przestraszona, ale później zachwyciłam się, że wcześniej szłam ku swojemu Celu, a teraz lecę – i nie mam już przeszkód na swojej drodze. I wtedy otworzyłam oczy.
Stąd, z lotu ptaka, wszystko się wydawało takie małe. W tym także lęki. I tutaj, na wysokości , zrozumiałam jedną ważną rzecz – wszyscy, którzy przeszkadzają na drodze do Celu, nie koniecznie są naszymi wrogami, a najczęściej w ogóle nie są nimi. Sprawdzają tylko na ile jesteśmy wierni swojemu Marzeniu. Jeśli poddaliśmy się i zawrócilismy, to wyłącznie nasza decyzja. Oznacza to tylko, że nie chcieliśmy tego aż tak bardzo. Ale jeśli przetrwaliśmy, oznacza to, że nasze Marzenie ma prawo do życia i na pewno pomoże w osiągnięciu Celu. I żadne przeszkody nie mają znaczenia, ponieważ Marzenie ma skrzydła!
I nie zauważyłam, jak przepaść już była za mną, a przede mną ukazał się Cel. I z bliska wydawał się jeszcze ładniejszy i cudowniejszy. Byłam pełna radości i dumy, a także zachwytu. Ale było coś dziwnego, bo już nie był taki upragniony. Faktycznie, czego oczekiwać, jak już jesteś u Celu?
Zrobiliśmy to, – powiedziałam. – jesteśmy u Celu!
Marzenie nie odzywało się. Obróciłam się i nie mogłam się poruszyć: ono zniknęło i stało się ładnym, kwitnącym drzewem.
– I co dalej? – spytałam zmieszana. – Odpoczywać w cieniu Marzenia? Siedzieć i czekać na owoce?
– Być przywiązaną do jednego Marzenia to nudno – powiedział Cel.
– To prawda! – zgodziłam się.
– Twoje Marzenie rzeczywiście już szybko da ci owoce, i które będą dawać tobie siły jeszcze przez bardzo długi okres.
– To wiadomo, ale co mam robić teraz?
– Odpocznij. Pociesz się tym, co masz i doceń doświadczenie, które zdobyłaś, – poradził Cel. I rozkoszuj się tym, że udało ci się do mnie trafić, Uwierz, nie każdy potrafi to zrobić.
– A później?
– Później? Jaka jesteś niecierpliwa! – uśmiechnął się Cel. – Ale, jak jesteś tak bardzo ciekawa, to dobrze… Pozwól, że z kimś cię zapoznam!
I Cel wyciągnął z brzuszka jakieś małe stworzenie. Nieśmiałe i bojaźliwe… W kolorowych ubraniach i z cudnym uśmiechem.
Podając mu rękę, szeroko się uśmiechnęłam:
– No witaj, moje nowe Marzenie!
Tytuł oryginału: „Родилась у меня мечта”. Dostęp tutaj. Opublikowano za zgodą Autorki.
Irina Siemina z zawodu jest psychologiem, a zamiłowania autorką niezwykłych bajek, w których głównym bohaterem jest czytelnik, a bajeczne sytuacje tam opisywane są mocno rozpoznawalne. Jako psycholog, autorka widzi co sprawia ludziom trudności i wie jak sobie z nimi radzić, jako pisarka umie ładnie to ująć.
Z własnego doświadczenia wie, że w życiu zawsze się znajdzie miejsce na bajkę. Uważa, że za ich pomocą można zacząć zmieniać się ku lepszemu. Irina zaczęła pisać bajki w 2009 roku i na początku publikowała je na stronach internetowych pod pseudonimem Elfika, ale od 2012 roku ma stałą umowę z jednym z moskiewskich wydawnictw. Na czas obecny Irina wydała 12 książek i nadal zamieszcza teksty na swoim portalu internetowym. Jej bajki są tłumaczone na różne języki, w tym czeski, niemiecki i od teraz – polski.