Reżyserom skończyły się pomysły, czyli powrót do przeszłości


Nakręcić dzieło na miarę Oscara niestety nie jest łatwo. Ale ze stworzeniem filmu, na który do kin ruszą miliony, jest już o wiele prościej. Wystarczy nakręcić nową wersję lub kolejną część kinowego hitu i już mamy sprawdzony przepis na wielki sukces.

 

Nowe życie starych filmów

Są tak słabe produkcje, że aż proszą się o ponowne sfilmowanie. Są też takie, które do tej pory nagrane były kilkanaście razy, a jednak reżyserowie i scenarzyści uważają, że opłaca się nakręcić je jeszcze raz. W Hollywood też najwyraźniej wyszli z takiego założenia, na ekrany bowiem miesiąc temu weszła kolejna wersja „Kopciuszka”. Co ciekawe, za jej reżyserię odpowiada sam sir Kenneth Brannagh! Ekranizacji „Kopciuszka” w historii kinematografii można doszukać się co najmniej kilkudziesięciu. Jedna z najbardziej znanych baśni na świecie miała już swoją disneyowską wersję, ukazała się w konwencjach horroru, musicalu i komedii, a nawet w realiach współczesnych. I cóż z tego! Znalazł się budżet na kolejną adaptację.

Podobnie rzecz ma się z „Van Helsingiem”. Bohatera „Drakuli” autorstwa Brama Stokera w 2004 roku zagrał Hugh Jackman. W 2016 roku najsłynniejszy pogromca wampirów podobno zyska twarz Toma Cruise’a. Fani są sceptyczni, więc na razie trudno przewidzieć, czy zyska na tym również sam film.

W 2014 roku przed kolejną wersją nie uchronił się nawet jeden z najbardziej znanych filmowych potworów. Frankenstein pojawił się w następnej produkcji pt. „Ja, Frankenstein”i spotkał się z ogromną krytyką widzów. I nie pomogli nawet Aaron Eckhart, Miranda Otto i Bill Nighy w obsadzie. Ale twórcy wydają się niezrażeni krytyką. Na październik planowana jest premiera filmu „Victor Frankenstein”w reżyserii Paula McGuigana.

 

Kolejne „drugie” części

Pierwsza część się sprawdziła? Świetnie, kręcimy następną! W końcu o wiele prościej napisać scenariusz oparty na znanej już historii niż od początku tworzyć coś zupełnie nowego.Dlatego też wszyscy wielbiciele dinozaurów, po czternastu latach od ostatniej wizyty, w czerwcu znowu będą mogli odwiedzić niesamowitą wyspę stworzoną przez Stevena Spielberga. Hasło „Jurrasic World” zapowiada „więcej”– jeszcze więcej dinozaurów, więcej efektów specjalnych i więcej akcji. Jedno jest pewne: do kin zdecydowanie wybiorą się całe rodziny. A o to właśnie chodzi.

Przemysł filmowy postanowił nie oszczędzić też „Top Gun”. Wielbiciele hitu z 1986 roku łapali się za głowę, kiedy do internetu wyciekła wiadomość o drugiej części produkcji. Po 30 latach, tym razem w „Top Gun 2”, znowu ma zagrać Tom Cruise. Ale to nie jedyna rola w kolejnej części, jaką może pochwalić się amerykański aktor. Odkąd po raz pierwszy w 1996 roku udowodnił, że jest w stanie zrealizować z sukcesem misję nie do wykonania, w kinie zapanowało istne szaleństwo. Ethan Hunt, agent CIA, wykonał do tej pory cztery takie misje, a każda z nich była trudniejsza od poprzedniej. I na razie nie ma co myśleć o emeryturze, trwają bowiem ostatnie szlify„Mission: Impossible 5”, które na ekrany kin ma wejść w lipcu tego roku.

Miał pobić „Titanica”, a otrzymał jedynie trzy Oscary. Mowa oczywiście o „Avatarze”, który – mimo pierwszego miejsca na liście najbardziej dochodowych filmów świata – zawiódł pod względem ilości nagród. Ale to i tak nie przeszkodziło Jamesowi Cameronowi w filmowaniu kolejnej części. „Avatar 2” ma pojawić się w kinach w 2017 roku. Co ciekawe, w produkcji wystąpi też Sigourney Weaver, która zmarła w pierwszej części filmu. Czyżby producenci planowali ożywić aktorkę podobnie jak kilkanaście lat wcześniej w „Obcym”?

 

Ale absolutnymi rekordzistami w tym zestawieniu są „Szybcy i wściekli”. Reżyserom wciąż mało jest pięknych kobiet, drogich samochodów i spektakularnych wyścigów. Siódma już część historii o zmaganiach samochodowych gangów trafi do kin pod koniec marca. Polska premiera przewidziana jest na 10 kwietnia. W obsadzie pojawią się wielkie gwiazdy kina – Vin Diesel, Paul Walker, Jason Statham i Dwayne Johnson.

 

Nie można jednak zapomnieć o dwóch najbardziej oczekiwanych premierach 2015 roku. Listopad upłynie pod znakiem 24. misji Jamesa Bonda. Nieśmiertelny agent 007 w filmie „Spectre” będzie musiał pokonać tajemniczą organizację WIDMO. Śmiało można powiedzieć, że przygody agenta jej królewskiej mości należą już do dziedzictwa narodowego Wielkiej Brytanii. Świadczy o tym chociażby fakt, że w spocie promującym Letnie Igrzyska Olimpijskie w Londynie w 2012 roku James Bond zagrał u boku brytyjskiej królowej Elżbiety II. Drugi film, na który czeka cały świat, to „Gwiezdne Wojny: Przebudzenie Mocy”. Chociaż miało już nie być więcej walk rycerzy Jedi, to jednak w grudniu będzie można zobaczyć początek nowej trylogii w wersji J.J. Abramsa. W dodatku pojawi się w nim wielka trójka: Harrison Ford w roli Hana Solo, Carrie Fisher jako księżniczka Leia i Mark Hamill jako Luke Skywalker.

To nie wszystkie zapowiedziane kolejne części. W maju superbohaterowie pojawią się w trzeciej odsłonie przygód pt. „Avengers: czas Ultrona”. W czerwcu będzie można z kolei obejrzeć nową historię Terminatora, z 67-letnim Arnoldem Schwarzeneggerem w tytułowej roli. Fani piratów będą musieli wprawdzie jeszcze trochę poczekać, ale już za dwa lata będą mogli cieszyć się piątą już odsłoną „Piratów z Karaibów”.

 

Jest popyt, jest i podaż?

Kiedy patrzy się na wszystkie te premiery i filmowe plany, w pierwszym odruchu można pomyśleć, iż kino w ogóle straciło wenę. Ale czy tak jest na pewno? Trudno zaprzeczyć, że zagorzali fani sami domagają się coraz to nowszych części uwielbianych produkcji i chcą po raz kolejny oglądać stare produkcje w nowym opakowaniu. Może więc zatrzęsienie następnych wersji to jedynie uprzejmy krok w stronę widza? W końcu kogo z nas nie ucieszy kolejna dobrze wykonana misja nie do wykonania i jeszcze jedna wyjątkowo udana walka rycerzy Jedi.