Co to uniwersytet?


Od tego pytania chyba należy zacząć. Jeżeli spodziewasz się, że UW jest miejscem, w którym chciałeś się znaleźć, wiedz, że nim nie jest. Nie jest i nie będzie. Dlaczego? Bo Polska, bo tak, bo świat, bo czarne jest czarne, a białe jest białe, bo „Niech wasza mowa będzie: Tak, tak; nie, nie”. I w sumie tyle w temacie. Obok cudownych wypraw intelektualnych – zwykła demagogia i syf. Absurd goni absurd, i to tyłem. Myślałeś, że w liceum uczyłeś się nieprzydatnych rzeczy – uważaj, bo tu nauczysz się ich jeszcze więcej. Myślałeś, że liceum to siedlisko idiotów – tu przekonasz się, że ci idioci zdali matury i nawet dostali się na uczelnie.

Są oczywiście doskonałe chwile. Chwile, gdy masz poczucie „czegoś więcej”, gdy mózg się cieszy, gdy kochasz świat. I dlatego warto iść na studia. Dla tych ludzi, których byś nie poznał. Dla tych błędów, których byś nie popełnił. Dla tych prostych rzeczy, o które mógłbyś zahaczyć swoje życie.

Pewnego dnia siądziesz z synem/córką i powrócisz do tego wszystkiego. Będziesz się śmiać z własnej głupoty. Będziesz zaskoczony, ile alkoholu jest w stanie pomieścić ludzkie ciało. I oto właśnie chodzi w studiowaniu. Dyplom to tylko skutek uboczny. Oceny to tylko cyfry, które niczego nie odzwierciedlają. Nieważne, czy skończysz polonistykę czy matematykę. Będzie dobrze. Nawet jeżeli nie dobrze, to jakoś. Zawsze lepiej jakoś, niż nijak.

Pozostaje tylko życzyć Tobie wytrwałości, chęci i wiary. Heroizmu dnia codziennego, zdrowia, zdrowia i jeszcze raz szczęścia.

Jest 22.00. Piję. No bo co ma robić student? Chyba się nie uczyć? Taka tam egzystencjalna wycieczka w znane. Długopis wiruje i świat wiruje. Chyba już dziś piłem. Albo to było jutro. Ale czy to ważne? Czy ważne, że zaczynam zdania od spójników? Nie sądzę. Widzę syf. Dookoła i obok. I wcale nie chodzi o studentów siedzących za mną. Krew w krew. Bracia w bólu. Świata nie zmienimy. Nawet tego mikrouczelnianego. A można by. Syf, syf i syf. Lubię „f”. Jeszcze jedno piwo czy powrót? Wraca się dokądś. Ja wracam do początku. Kiedyś było łatwiej. Przychodzi dorosłość. Odpowiedzialność. Wszystko takie realne. Dotknąć. Poczuć. Nie. Wróć. Nie da się. Było miło, ale się skończyło. Ograne? Trudno. Takie życie.

22.00 Tak wcześnie, a tak późno. Za wcześnie na sen(s), za późno na krok w tył. Brnijmy. Tylko to nam pozostało. Ślepa wiara w dzień jutrzejszy. Jutro będzie lepiej. Jutro zrobię wszystko. I wszystko jutro. Jak w anegdocie:

– Gdzie jest najlepsze miejsce na rozbicie namiotu?

– Dwa metry dalej.

Płyńmy. Z nurtem. Tak jak nakazują bogowie. „Z Bogiem i choćby mimo Boga!” Dopóki wiemy, że A jest B, nic nam nie grozi.